7 gru 09

Numer 41 – „That is not dead…”

Autor: Yarot | Kategoria: Licze ogólnie

Witajcie!


Po dłuższej przerwie wraca blog. To już ponad miesiąc, kiedy nawet jedno małe słówko nie pojawiło się na tych stronach. Przez ten czas forum zdążyło się lekko przeobrazić i przeorganizować. Przez ten czas nasza reprezentacja piłkarska wreszcie strzeliła gola. Przez ten czas zdążył nastać grudzień i wielkimi krokami zmierza ku świętom, choince i korzystnemu układowi gwiazd, które znów mają szansę być w porządku. Wiele się zdarzyło i niektóre tematy prześlizgnęły się przez sito uwagi. Żałuję, że nie włączyłem się w dyskusję o zasadach RPG, która miała miejsce w listopadzie. Przepraszam tych, którzy liczyli na mój głos w tej sprawie i obiecuję, że to już ostatni raz. Dlatego już to wydanie chcę poświęcić śmierci w RPG.

Śmierć jest z nami, ludźmi, zawsze. Stąpa ostrożnie za każdym z nas i czeka na nasze potknięcie. W grach fabularnych jest to jeszcze bardziej widoczne i słyszalne. Grzechot kości to nie zawsze tylko oczekiwanie na rzut ale również ręka przeznaczenia. Od niej zależy czy będziemy w siódmym niebie czy też spadniemy na same dno rozpaczy. Mam nadzieję, że temat i Wam się spodoba. Oczywiście liczę na odzew i Wasze spojrzenie na ten temat. Są jeszcze ci, którzy zaglądają tu czasami i na nich Liczę. Resztę, jak zawsze i nieustająco, zachęcam do wszystkiego co jest dobre dla bloga. Szczerze, gorąco i serdecznie.

Co jeszcze? Drobne zmiany musiały zajść w samym blogu. W tym wydaniu padło na Rekrutacje. Poprzednia formuła była dobra i się sprawdzała – do czasu. Ten czas nastał i trzeba ją zmienić. Chodzi tutaj o dwie dość istotne sprawy – terminowość oraz zawartość. Blog ma opóźnienia i choćby z tego powodu zamieszczanie opisu rekrutacji i linków jest już jakby musztardą po obiedzie. Poprzednio to kulało i mnie osobiście nie pasowało. Za dużo pracy się w to wkładało w stosunku do wyników. Prosta ekonomika spowodowała, że rekrutacje obecnie są prowadzone w formie newsów – szybko, krótko i na temat. Dzięki temu można je przygotować szybciej niż poprzednio. Ciekawe, jak spodoba się Wam to podejście. Odzew mile widziany. Jak zawsze. Nie przedłużam już tego i tak długiego wstępniaka i zapraszam do lektury!


Rekrutacje

Tym razem inaczej – krócej i szybciej. Większe opisy pochodzą od wojto16 – reszta notek moja. Jeśli taka formuła Wam się spodoba – będzie kontynuacja. Jeśli nie – zapraszam do zgłaszania uwag i propozycji. Tylko przypominam o jednym – niech to będą realne propozycje, do zrobienia przez jednego człowieka w rozsądnym czasie. A teraz garść rekrutacji:

[Autorski] Luna: „Połączeni duszą” – rekrutacja Kabasza; nadal trwa choć zbieranie kart odbywa się dość długo. O czym to? O potworach. I ludziach.

[Cyberpunk 2020] „Old Chicago” przez Ouzaru – jednak Cyberpunk żyje. Rekrutacja się zakończyła a 8 szczęśliwców ruszy na ulice Chicago.

[Exalted] „Bezprawie i Cień” by Huang. Jeszcze czas by się zgłosić. Heroic fantasy pełną gębą. „Przez duże H” jak mawia autor.

[Warhammer 2.0] „Hordy Potępionych” stworzona przez Limbo. Po chwilowym braku na forum odezwał się i jeśli chcecie zagrać postaciami po drugiej profesji, to walcie śmiało. Macie czas do 12 grudnia.

[Sesja Otwarta] „Oczyma wyobraźni” by Morfidiusz. Pisać każdy może, narratorem są wszyscy piszący… Melanż wszystkiego ze wszystkim. Ciekawe, co z tego wyjdzie…

[Historyczna] Ad maiorem Dei gloriam? by merill. Miłośnicy Śląska, husytów, Sapowskiego i klimatu „Narretum” mile widziani. Skoro MG nie napisał, czy już koniec, to można się zgłaszać.
Oczami wojto16:

Co jest lepsze od zaplątania się w zawiłą sieć intryg? Oczywiście zaplątanie się w sieć intryg w (nie)realiach historycznych. XV-wieczny Śląsk już rozwiera przed wami swe wrota do krainy spisków, knowań, wojen i mordów w imię Boże oraz własnych korzyści (a najczęściej perfekcyjnie łączono jedno z drugim). Dla niezdolnych ujeździć konika historii, jest to m. in. wiek walk Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Polska i Litwa połączone unią personalną) z Krzyżakami (w wieku XIV prowadził je też Władysław Łokietek, ale przyniosło to właściwie same straty bez żadnych widocznych zysków). Całość ma być utrzymana w klimacie śląskiej trylogii Sapkowskiego, czyli będzie dość brutalnie, magicznie i… wesoło. Rekrutacja trwa do 16 grudnia.

[Autorski] „Oblężenie” napisane przez Arsene. Kozacy, sicze i Rzeczpospolita XVII wieku.

[storytelling] „Wiedźmin” rekrutka by Przemol12343 na postawie oczywiście AS-a. Czemu nie…

[Autorski] „Krucjata” by SuperBic. Średniowiecze, Francja i Rzym i Krucjaty. Całość jako „low fantasy”. Dokładniejszy opis od wysłannika papieskiego – wojto16:

Okres krucjat. Pewnie słyszeliście o jednej z największych (moim zdaniem/ w ostatecznym rozrachunku) klęsk chrześcijańskiej Europy. Nie ma co tu się nadmiernie łudzić. Gdy papież po okresie krucjat zwołał sobór, na którym miano omówić plany kolejnej krucjaty, pies z kulawą nogą tam nie zajrzał. Udział weźmiecie w fikcyjnej krucjacie z roku pańskiego 1112. Na mordowanie niewiernych muzułmanów (He He) w obronie wiary możecie wyruszyć do ok. 10 grudnia.

[Shadowrun] „Na własny rachunek” przez Rhainę popełnione. Czemu do drugiej edycji?????? Za co???? Jednak bez betaware-u czy deltaware-u ciężko żyć. Zapraszam, jeszcze do piątku – 11 grudnia – jest czas.
Dokładniejszy opis od wojto16:

Zarówno dla fanów fantastyki, jak i Sci-Fi. W przyszłościowym świecie poza najnowszymi technologiami pojawiają się istoty znane dotąd m. in. z powieści Tolkiena, czyli: elfy, krasnoludy, trolle i orkowie. W tym świecie wszechobecna jest też magia. Waszym zadaniem będzie ochrona córki dyrektora dużej korporacji jako shadowrunnerzy, najemnicy wyszkoleni do działania poza prawem i dążenia do celu wszelkimi metodami. Zacząć pracować na własny rachunek możecie do 11 grudnia.

[storytelling] „Opowieści roninów” ze znaczkiem 18+ by woltron. Anime, ninja, samuraje i klimaty Japonii z czasów shogunatu. Rekrutka zamknięta, ale zawsze z MG można pogadać o dołączeniu w trakcie lub zastępstwie…

[D&D 3.5] „Tajemnice Kryształowej Wyspy” by Mizuki. Rekrutka zakończona.

[Storytelling, AvP] „Mrok kosmosu” by Nefarius. „Express elevator to hell. Going down!!”

[WoD] „W matni” ze znaczkiem 18+ by one_worm. WoD i wszystko jasne. A dla tych, co nie – krótki opis:

Ilu Polaków w dzisiejszych czasach uznałoby prohibicję za coś dobrego. Niewielu. Powiem więcej. Przepchanie tego typu ustawy w naszym pięknym kraju nad Wisłą gdzie picie wódki na weselu czy urodzinach jest już właściwie tradycją, skończyłoby się w najlepszym razie tłumnym powstaniem zbrojnym przeciw władzom. Abstrahując od tego typu dywagacji przejdźmy do sedna sprawy. Świat Mroku połączony z czasami prohibicji i rywalizacją policji oraz mafii. Wcielacie się w przedstawicieli jednej ze stron konfliktu, którym wkrótce przyjdzie poczuć pragnienie pewnej innej cieczy niż alkohol. I wcale nie jest to woda. Rekrutacja potrwa mniej więcej do końca miesiąca.

[Wampir Dark Ages] „Nie otwieraj oczu pod wodą” by Asenat. Na ukończeniu, ale jeśli ktoś BARDZO chce, to niech się zgłasza.

[D&D 3.5, Planescape] „Księga Satyrów” ze znaczkiem 18+ utworzona przez Irrlichta ze skocznym Żywiołakiem w tle (choć pewności nie mam).

I słówko od wojto16:

Kolejna sesja autora Die Mauer. Jeśli komuś potrzeba lepszej rekomendacji to prawdopodobnie przespał dwa ostatnie lata. Trudno znaleźć przykład drugiej sesji tak chwalonej i jednocześnie tak olewanej. W sumie mógłbym poświęcić kilka linijek na opis fabuły i innego tego typu zapychacze miejsca, ale to nie ma sensu. Z połączenia świata Planescape i umiejętności Irrlichta może wyjść tylko coś dobrego. Zachęcam do udziału z całego serca (choć osobiście udziału raczej nie wezmę). Chętni na zajrzenie do Księgi Satyrów mogą się zgłaszać do 13 grudnia.

[Eksperyment] „Mafia” by Nimue. Zebrała 5 kart, a do pełnych 10 jeszcze sporo brakuje. Jednak chyba to koniec, choć jeśli będziecie ją nękać PW to może coś z tego jeszcze wyjdzie.

[Nobilis] „Wieczór i poranek” by Geduin. Specyficzny system dla specyficznych bohaterów i graczy. Są miejsca, są chęci – zapraszam.

[Słowianie] „Dłoń upiora” ze znaczkiem 18+ by Makulele. Zatem południce, ubożęta i inne krzaty czekają na dzielnych wojów, zielarki czy kowali. Nie znasz? To może tak:

Nim słowo Polska narodziła się w czyjejś głowie ziemie naszego kraju okupowały plemiona zwane Słowianami wywodzący swe korzenie od wędrownych ludów Indoeuropejczyków. Wielu spośród nich stanowi naszych najdalszych przodków, a teraz czas najwyższy pobawić się trochę w ich czasach. Tym razem kierować będziecie zwykłymi mieszkańcami wioski Strzebogi i okolic. Pewnego dnia spotka was coś czego nawet najstarsi nie mieli okazji zobaczyć… Czas trwania do 12 grudnia.

„That is not dead…”

„Ciekawe, co się stanie po naciśnięciu tego guzika…”
z „1000 słów przed śmiercią gracza”

Gry fabularne to niemal wierne odzwierciedlenie życia i wszelkich jego aspektów. I nie zmieni tego nawet to, że możemy wcielać się w rycerza z mieczem czy hackera z podłączeniem do sieci. Pewne zdarzenia i mechanizmy są wspólne i różnice kulturowo-technologiczne niczego tu nie zaburzają. A skoro życie ma wspólny mianownik dla wszystkich systemów, to i ze śmiercią też tak jest. To właśnie o śmierci chciałem dziś parę słów napisać. Temat niby stary jak świat, oklepany jak koński zadek i powszechny jak zapałki. W codzienności gracza i Mistrza Gry śmierć jest tak popularna, że czasami staje się pomijalna i traktowana bez należnej jej powagi i odrobiny szacunku. To może tak jeszcze raz pochylić się nad tym aspektem życia (lub czasami nieżycia) i troszkę odkurzyć stare kości poczciwej kostuchy.

„Snajper nie może do mnie strzelić z takiego dyst…”
z „1000 słów przed śmiercią gracza”

Śmierć czai się w kostkach. Za każdym razem, gdy bierzemy je do ręki, to może stać się coś tak złego, co spowoduje śmierć postaci. MG z nadzieją spogląda na wynik zaś gracz z trwogą. Dla mnie jako Mistrza śmierć to narzędzie zaś dla gracza nieuchronna konieczność i kres bohatera. Dla jednej i drugiej strony jest to coś ważnego i lepiej by tak to pozostało, bowiem umniejszenie roli śmierci spowoduje, że gra stanie się płytka i w zasadzie straci dalszy sens. Muszę zadbać, by nie przychodziła ona lekkomyślnie lub była bezsensowna. Chodzi o to, by stosować umiar w zabijaniu bohaterów. Niech nie giną od potknięcia się o wystający korzeń. Nawet w Warhammerze, który swoim klimatem tego typu akcjom. Bohater nie na darmo nosi to miano. Niech wyróżni się on choć odrobinę z morza szarości i niech nie ginie z rąk (albo kłączy) jakiegoś korzenia. Obrażenia w walce, powikłania w leczeniu, starcie z arcymagiem chaosu – to jest właściwa i godna śmierć. Zagryzienie przez psa, upadek ze schodów, śmierć w łóżku z kobietą – to niech będzie zarezerwowane dla niższego sortu postaci niezależnych.

Lekkomyślność i szafowanie śmiercią z rąk Mistrza nie powinno też polegać na tym, że z każdej opresji bohaterowie wyjdą cało. Niech to zdarzenie naprawdę stanie się prawdziwym narzędziem w odpowiednich rękach i przyczyni się do tego, do czego zostało stworzone – do strachu. Wyobraźmy sobie wojnę. Działania wojenne trwają. Dochodzi do starcia wręcz. Tysiące przeciwników stają naprzeciw siebie i zarzyna się rzeźnia. Czy bohater ma prawo czuć zimny powiew śmierci? Oczywiście. Niech to poczuje. Mistrzu, daj mu przedsmak tego, co może go spotkać. Niech zobaczy jak kula armatnia zmiana całe regimenty z pola walki. Nawet największego zabijakę w oddziale, który władał jak nikt szpadą. Niech zobaczy szkliste oczy tych, którzy nie mieli szczęścia i oberwali strzałami. Niech poczuje przypadkowość, nieuchronność i okrutność śmierci w całej jej okazałości. Ale niech nie ginie. W końcu jest bohaterem. Śmierć wokół zdaje się chodzić i zabierać innych a gracz niech poczuje, że jeden nierozważny krok może spowodować, że i do niego los się uśmiechnie (swoimi bezzębnymi szczękami).

Śmierć to nie tylko narzędzie do wywoływania strachu, ale również bardzo cenny drogowskaz i ostrzeżenie. Scena śmierci oznacza, że tu nie jest bezpiecznie. Leżący trup wywołuje podwyższony stan gotowości zaś smród rozkładającego się ciała jest pierwszą oznaką kłopotów. Często odkrywam po troszku to, co skrywa trumna, a gracz coraz bardziej zaczyna uważać na siebie. Lina, po której stąpa, zwęża się niebezpiecznie i trzeszczy. Jeśli gracz nie zdąży wycofać się na czas – przegra, a jego bohater zginie. Ważne jest tutaj, by obie strony wiedziały, do jakiego momentu mogą się posunąć. Muszę pamiętać o lekkomyślności i nie szafuję śmiercią a gracz niech nie traktuje bohatera jako kogoś niezniszczalnego. To zapewni odpowiednią gradację napięcia i pomoże zbudować całkiem fajne zdarzenia.

I wreszcie śmierć może pojawiać się jako kara. Jako prowadzący stosuję ją bardzo niechętnie. Nie można karać kogoś za to, że jest takim a nie innym graczem. Śmierć musi wynikać z historii a nie z widzimisię MG. To najgorszy rodzaj prowadzenia, gdzie odczucia ze świata realnego wpływają na Bogu ducha winnego bohatera. Ktoś się spóźnił na sesję – zginął. Nie przyniósł chipsów – zginął. Tak można długo, ale ile z takim MG wytrzymają gracze?

Śmierć jako kara to bardzo potężny oręż w arsenale MG. Zwykle stosowane wobec graczy, którzy swoim bohaterem jawnie drwią sobie ze wszystkiego, co dzieje się w sesji. Nonszalancja, przekonanie o własnej wyższości albo … zawierzanie zasadom. Może przykład to dobitniej pokaże. Na sesji dwóch bohaterów się pokłóciło. Gracze zaraz strzelili groźne miny i zaczęły się podchody. Skończyło się tym, że jeden drugiemu przystawił pistolet do głowy. Ofiara, która czuła zimną lufę pistoletu, nic sobie z tego nie robiła. Gracz twierdził, że przeżyje postrzał w głowę, bo ma jakieś plusy przy odporności, jakieś modyfikatory i do tego kilka punktów przeznaczenia (graliśmy w Warhammera). Huknął strzał. Bohater padł martwy, a gracz zdziwiony. Zadziałał zdrowy rozsądek, który powiedział, że strzał z broni przy skroni to pewna śmierć. Skoro wszystko do tego zmierzało, bohater powinien zdać sobie sprawę z tego, czym to się może skończyć. Od tego razu już wiedział. Ale to był jedyny rodzaj kary, jaki zastosowałem, gdzie bohater zginął w taki sposób.

„Mam miecz +5 do ataku, a ty tylko ten mały kijek?”
z „1000 słów przed śmiercią gracza”

Na chwilę może odejdę od takiego schematycznego i mechanicznego spojrzenia na śmierć. Przecież to jest coś więcej niż tylko zmiana stanu skupienia czy przejście z jednego stanu ducha do drugiego. To coś nienazwanego i coś, co zwiastuje koniec, za którym nie widać tego, co dalej. To wzbudza lęk i nikt nie garnie się do tego by umierać. Śmierć swojego bohatera pamięta się długo. Szczególnie, jeśli był to już doświadczony bohater. Zwykle po paru sesjach grania przyzwyczajamy się do niego, wiemy jak zareaguje i co sobą reprezentuje. Gdy go zabraknie to już jest inaczej. Taki ktoś zasługuje na godną śmierć, jeśli już musi ona przyjść. Mistrz już widzi po rzutach, że nie jest dobrze. Zaczyna dawać znaki, że to już tylko chwile, sekundy. Wszystkie środki pomocy zostały wyczerpane, wszystkie PePy zeszły i reszta drużyny nic nie może poradzić – to chwila by jeszcze czegoś dokonać i przejść do historii. Pamiętacie scenę z Władcy Pierścieni, gdy drużyna wyszła z Morii zostawiając tam Gandalfa, który sam poświęcił się by reszta przeżyła. Jeśli bohater tak ma odejść, to niech tak się stanie. Przez kilka tygodni będzie o czym mówić.

Miałem swojego ulubionego bohatera – reptiliona w Kryształach Czasu. Przemierzył naprawdę kawał świata, przejadł tony złota i stracił morze krwi. Grałem nim przez prawie dwa lata nieprzerwanie. Wreszcie przyszło spotkanie ze smokiem. Od samego początku było pewne, że to nie będzie bułka z masłem. Mimo przygotowań nadal mieliśmy kiepskie szanse, by wyjść z tego cało. Oczywiście doszło do walki. Oczywiście zginęliśmy wszyscy. Także mój reptilion, którego pochłonął smoczy ogień. Czy to była epicka śmierć? Dla mnie tak. Jako łowca chciałem zginąć z rąk (albo raczej pazurów) jakiegoś potężnego stworzenia. Udało się trafić na króla wszelkiego stworzenia. I nie żałuję, że tak się to skończyło.

Wtedy dotarło do mnie, że tak naprawdę poprzez śmierć swojej postaci czuje się jak bardzo była ona istotna. W chwili śmierci nie narzeka się, że straciło się przez to dwa lata grania, tworzenia postaci, zbierania rozwinięć tylko wspomina się to, co się przeżyło i jakich czynów się dokonało.

Jako Mistrz Gry przysporzyłem się do sporej liczby śmierci. Można powiedzieć, że to taki zawód, ale nie weszło mi to w krew. I całe szczęście, bo dużo sympatyczniej gra się z drużyną, która już tworzy drużynę z krwi i kości a nie zlepek postaci o różnych cechach. Rzuty kością są groźbą, ale na szczęście mogę ją zminimalizować każąc wydawać wszystkie punkty pomocne w przeżywaniu bohatera. Gracz często zapomina, że może zrobić coś, co może mu uratować skórę. Trzeba o tym przypominać, bo w końcu Mistrz Gry nie jest wrogiem drużyny tylko niezależnym sędzią.

„Tylko spokojnie, jestem ekspertem w rekonesansie…”
z „1000 słów przed śmiercią gracza”

A co z tymi, którzy śmierci się nie boją? Ci, którzy są już po drugiej stronie? Cóż… dla nich śmierć jest tylko pewną niedogodnością albo progiem, poza którym zaczyna się nowe życie (albo raczej nieżycie). Taki wampir ma to za sobą i jeśli nie zostanie unicestwiony, to może sobie pozwalać na wiele i nic mu się nie stanie. Unicestwienie też jest realne i nie takie istoty nie powinny czuć się bezkarne w obliczu kostuchy. Dla takich postaci znacznie zawęża się lista śmiercionośnych czynników i przez to łatwiej jest to kontrolować. Dla zwykłego człowieka potrącenie przez samochód to problem. Dla wampira oznacza to tylko niedogodność i kolejną wizytę u krawca. Strach nadal jest, ale jakby troszkę mniejszy.

Problemem są też wskrzeszeńcy. Chodzi tu o czar wskrzeszenia, który w wielu światach fantasy ratuje tyłek poszukiwaczom przygód. To oszukiwanie śmierci takie samo jak nieżycie. Chroni to oczywiście przed śmiercią przypadkową lub codzienną, ale na dłuższą metę także można zginąć. Wskrzeszenie to rodzaj pewnego komfortu, który czasami może oszukać i będzie boleć okrutnie.

Pamiętam jedno zdarzenie. Co prawda to nie ja prowadziłem ani tez nie grałem, ale warte jest wspomnienia. Grupa podczas przygody wpadła na silnie uzbrojony oddział stworów. Zaczęła się walka. Trupy padały, krytyki zbierały swoje żniwo. Kapłan miał pełne ręce roboty. Z czasem i on już nie wytrzymał. Pozostał mag, który nadal stał na nogach i walczył. Jeden z graczy mówi do niego, by go poleczył albo chociaż wzmocnił. „Przecież widzę, że masz jeszcze trochę many”. Na co mag – „mam, ale muszę zostawić na teleportację, gdy będziemy przegrywać”. Czyż nie jest to demotywator doskonały? Drużyna skończyła źle, bo zginęła. Mag się teleportował i przeżył. Na szczęście nikt pretensji nie miał, bo wszystko było zagrane zgodnie z charakterem postaci. Mimo to, gdzieś tam na dnie złość pozostała.

Systemy, gdzie śmierć jest tylko jakimś etapem w życiu albo można ją oszukać, zwykle rekompensują to, że nie ma w nich rzeczy, które pozwalają na przeżycie z uwagi na wyjątkowość bohatera. W końcu czar wskrzeszenia i punkty przeznaczenia mają tą samą cechę – ratują tyłek. Różnicą jest to, w jaki sposób to robią. Mi osobiście odpowiada opcja wyjątkowości niż wskrzeszenia, bo jest ludzka i zbliżona do tego, co sami czujemy niemal codziennie.

„Nie ma strachu. Robiłem to wiele razy…”
z „1000 słów przed śmiercią gracza”

Na koniec jeszcze chwila dla dość szczególnego rodzaju śmierci. Dotyczy to mojego ulubionego Zewu Cthulhu, gdzie śmierć może objawiać się poprzez popadnięcie w szaleństwo. Dla świata taki człowiek jest już martwy i komunikuje się jedynie przez rurki od kroplówek lub bezładne mamrotanie. Choć ciało jeszcze żyje, to umysł odpłynął już daleko stąd. Zwykle w takim przypadku w podręczniku jest napisane, że oddaje się kartę dla MG i postać jest martwa. W przypadku Zewu to dość częsty obrazek „śmierci”, jaki serwują nam Mity.

W kwestii śmierci nie jest to coś, co by zaraz miało wyjaśniać wszystko i wszystkim. To kilka moich przemyśleń i spostrzeżeń, które są ze mną od zawsze podczas mojego prowadzenia czy grania. Pewnie każdy z Was ma coś podobnego, jakieś przeżycia czy uwagi – śmiało piszcie. Będzie można o tym porozmawiać.

Z serii “Yarot prawdę Ci powie”

Erpegowiec Metalowiec odcinek 27: „Splin”

Ave!

Jakoś tak przed końcem roku zwykle nachodzą mnie lekko ponure myśli przeplatane całorocznym zmęczeniem. Do tego dochodzą te zdarzenia, których nie udało się dokonać oraz nowe, które skutecznie zabierają czas i uwagę. Wszystko to kumuluje się i w efekcie otrzymuję coś, co zwykle można określić mianem lenistwa.

Nie jest to lenistwo polegające na nic nie robieniu, ale właśnie wręcz przeciwnie – na robieniu tylu rzeczy na raz, że czasami się gubię w tym. Mam poczucie, że czas ucieka a jest tyle do zrobienia. Wiem, że mogę nie zdążyć, a tu już coś nowego wchodzi na horyzont uwagi. Dziwne to to, ale bardzo paskudne i wredne. Dlaczego? Bo skoro robi się kilka rzeczy na raz, to tak naprawdę nie robi się nic. Poznałem tą prawdę i chyba coś w tym jest.

Kiedyś Trzewiczek pisał o tym, co przeszkadza nam w pracy nad tym, co lubimy. Siedzę sobie nad przygodą, przeglądam notatki i dopisuję coś. Wtedy na gg ktoś się pojawia, z kim chciałem chwilę pogadać. Gdy skończę, to trzeba coś zjeść. A jak wrócę, to jeszcze sprawdzę pocztę, może myspace`a i czasami facebooka. Minuty pędzą jak oszalałe a ja nic nie robię. Kompletnie. To znaczy robię, ale z tego nic nie wynika. Przygoda sama się nie wymyśli, sama się nie napisze. Głupie flashowe gierki nie zastąpią mi grania, ale skutecznie wyciskają minutki z grafiku podstępnie podsuwając coraz to nowe etapy, bronie czy zdarzenia. To wszystko przeszkadza i jest wytłumaczeniem dla lenistwa.

Teraz druga strona medalu – wynik pracy. Człowiek siedzi, napracuje się (a przy takim traceniu czasu to rozciąga się to na długi okres), nagłówkuje i co? Nic. Sesja przejdzie, gracze przemkną przez nią jak ścigacz motorowy przez wody dookoła Miami i tyle ją widzieli. Narobię się handoutów jak głupi a tu tylko błysk w oku i … powrót do utartych schematów i dalszego przebiegu rozgrywki. Spoko – można się przyzwyczaić. W robocie koniec roku to czas, gdzie trzeba wejść pod oczy szefowi, bo przecież zbliża się ocena roczna. Wszystkim jakby motorki zamontowano. Aż czasami zachodzę w głowę czy jestem jeszcze w tej samej firmie. Po przetarciu oczu stwierdzam, że niestety tak. Albo chociażby blog – napiszę się, posprawdzam i … jak nikogo nie ma chętnego to nikogo.

I teraz jak się doda lenistwo robocze z brakiem uwagi kogokolwiek, to człowieka naprawdę ogarnia niechęć. I znów siedzi nad papierem i myśli, co by tu naskrobać. I znów patrzy na myspace`a czy nie ma ciekawych zespołów. Potem na facebooku puści ze dwie flashówki, na onecie poczyta magiel i wróci do pustej kartki papieru. W głowie pustka i zniechęcenie więc odkłada się to na jutro. „Może wena przyjdzie”. Przyjdzie…taaaaa.

Skoro już tak narzekam, to dołączę do tego kilka rzeczy, które mnie denerwują lub drażnią, bo nie zachodzą lub są zbyt częste. Po pierwsze – czy ta edycja Warhammera wreszcie mogłaby już przyjść? Rebel zaczął wysyłkę a poczta jak zawsze zamula totalnie wszystko. Martin – ten od „Piaseczników” – mógłby wreszcie skończyć kolejny tom „Gry o Tron”. Ile można czekać? Ciągle na gwiazdkę i gwiazdkę a tu już dwie minęły i nic. Ludziom od „Modern Warfare 2″ trzeba by skopać tyłki za krótką gierkę. Trwa tyle co film albo nieco dłużej a ja chcę więcej. Więcej strzelania, „Soapa” i akcji w tajdze. Skoro się już tyle zrobiło, to dlaczego nie więcej? Budowlańcy od stadionów w Warszawie niech wezmą się w garść i kończą te budowy, bo choć polska piłka to dno, to przynajmniej stadiony zostaną i będą przyjeżdżać zespoły by zagrać na nich. Co prawda nie w piłkę, ale na strunach. Gazu! I na koniec ponarzekam na siebie – weź się w garść chłopie!!!

Dziś nietypowo, ale jakoś tak się zebrało. Człowiek to nie robot i czasami też coś czuje. Teraz, po kilku razach w twarz, czas się ogarnąć i znów wpaść w wir mobilizującej pracy. Oby, oby… W następnym wydaniu będzie świątecznie i kolorowo i nie będzie nawet cienia smędzenia. Zapraszam.

Horns up! m/

 Vale!

Wywiad z LIczem

Mam dla Was dzisiaj kogoś, kogo możecie znać i z kim pewnie już graliście w niejednej sesji. Poczytajcie zatem o tym, jak mi się z Szarlejem gadało. Zapraszam!

Y(arot): Witaj Szarleju! Zacznę nietypowo, powiedz skąd taki nick?
S(zarlej):
Gdy logowałem się na LI, byłem świeżo po „Bożych Bojownikach”. A jako, że Szarlej jest jedną z moich ulubionych postaci… Co prawda potem chciałem zmienić ale za dużo zamieszania by było.

Y: Faktycznie, patrz…nie skojarzyłem, ale pewnie dlatego że dawno czytałem. Podobali Ci się „Bojownicy”? To nie jest typowy Sapkowski.
S: Genialna książka, zresztą jak cała Trylogia Husycka. A coś takiego jak „typowy Sapkowski” nie istnieje. Inaczej napisał Sagę, inaczej Trylogię a jeszcze inaczej opowiadania czy Żmije.
Y
: Typowy pewnie dlatego, że istniał jako autor Wiedźmina i wielu spodziewało sie, że raczej poza to nie wyjdzie. A tu proszę…
I jeszcze jedno – świadczy to o tym, że już sporo czasu jesteś na LI ;)
S: Dwa lata to nie tak dużo przy stażu niektórych.
Y:
Dwa lata to też nie jest tak mało. Rozegrałeś pewnie sporo sesji, bo widzę, że grasz wszędzie :) I to w różnych klimatach. Masz jakiś ulubiony system?

S: Nie mam. Od pewnego czasu bardziej się liczy ekipa z jaką gram. Jednak przez długi czas o pierwsze miejsce walczył Warhammer z Cyberem – moje pierwsze systemy.
Y:
Pamiętam, że miałeś kilka pytań do Warhammera do mnie.
S:
Też pamiętam. Moja pierwsza sesja prowadzona na LI… A może druga??  W każdym razie jedna z pierwszych :)

Y: Ekipa to ważna sprawa, bo można czerpać większą przyjemność z grania właśnie zgraną ekipą. Czy w sesjach to jest właśnie dla Ciebie najważniejsze?
S:
Dokładnie. Bez zgranej ekipy żadna sesja nie będzie dawała przyjemności – ani ta prowadzona na żywo, ani pbf. Zresztą właśnie brak zgrania jest głównym czynnikiem nie kończenia sesji pbf.
Y:
Sporo ich na LI. Myślisz, że to brak zgrania? Pbf ma to do siebie, że trafienie zgranej grupy jest bardzo trudne i pewnie z 3 czy 4 sesje muszą paść by kogoś znaleźć. Czy udało Ci się to może?
S:
Udało mi się skończyć jedną sesje jako MG i jedną jako gracz (co jak na LI uważam za dobry wynik). W obu wypadkach miałem kontakt na gadu z współgraczami.
Y:
Tak, to często pomaga jeśli poza forum można dogadać się co do postaci albo sposobu grania. Tym sposobem LI zatacza coraz szersze kręgi :) Jak myślisz, to jest dobra recepta dla graczy i MG? By korzystać ze wszystkich możliwych kontatków a nie tylko bazować na postach w sesji i PW?
S:
Tak, z czasem rozmowy schodzą na bardziej prywatne tematy i czuje się, że po drugiej stronie też jest żywy człowiek, wtedy kontynujesz sesje chociażby po to, by go nie zawieść. Co prawda kontakty zwykle kończą się na rozmowach o wspólnych zainteresowaniach jednak to wystarczy by stworzyć pewną więź.

Y: Jasne, że tak. Zawsze lepiej jest grać z kimś, kogo choć troszkę znasz niż tylko „bytem forumowym”. A grywasz na żywo?
S:
Od niedawna udało mi się reaktywować „drużynę”, co prawda dwuosobowę ale zawsze jest z kim pograć. Wcześniej grywałem różnie, czasem sesje były co tydzień a czasem co pół roku.
Y:
Bo z wiekiem przybywa obowiązków kosztem grania. Zwyczajne życie zaczyna wygrywać. Dlatego trzeba grać póki można.
S:
Wiem, widzę to po rodzeństwie. Staram się czerpać z życia ile mogę i póki mogę ;)

Y: Słusznie. Popieram w całej rozciągłości. To może teraz o czymś innym. Co powiesz na … muzykę. Jeśli zadam pytanie: „Co ostatnio słuchałeś?” to ty odpowiesz…
S:
Otworzę winampa i odpowiem „Kultu” ;) A tak w przeciągu ostatniego miesiąca to wielu gatunków, głównie rock, metal, poezja śpiewana i piosenka aktorska. Słucham praktycznie wszystkich gatunków po za techno i hip-hopem.
Y:
Kultu :) Dlaczego nie jestem zdziwiony :) Szerokie zainteresowania muzyczne to podstawa, bo zamykanie się w jednym gatunku staje się chyba troszkę nudne po pewnym czasie. Ale że polskiego hip-hopu nie? Nawet Rysia Peji nie?
S:
Nic a nic. Po prostu ta muzyka do mnie nie przemawia. I nie tyle jej tematyka (bo z tą bywa różnie) co wykonanie.
Y:
Słyszałeś może najnowszego Rammsteina?
S:
Niestety, muzyki zagranicznej słucham raczej sporadycznie. Skupiam się na polskiej twórczości. A sam Rammstein też mnie nie zachwycił (zaraz zostanę zlinczowany;) ). Z zagranicznych zespołów jestem fantem tylko Theriona.
Y: Spokojnie. Glany schowałem do szafy :) Trudno. Therion to jest to. Byłeś na ich koncercie?
S:
Niestety, z racji na wiek moje wyjścia na koncerty są zależne od rodziców, a na koncerty jestem puszczany dopiero od roku. Za to byłem na koncercie innego zagranicznego zespołu który mnie zachwycił – Clawfinger.
Y:
Cóż, Clawfinger był dobry kiedyś a teraz to już nie ta moc :). To jeszcze przed Tobą sporo muzyki do wysłuchania – szczególnie koncertowego :)
S:
Ciesz się, ze ja wogóle nie mam glanów ;) Powiem tak – na całym Woodstocku ich koncert zrobił na mnie największe koncerty. A braki w muzyce mam zamiar nadrobić, szczególnie w tej koncertowej.
Y:
Możliwe, że koncertowo są dobrzy. Nie byłem, ale jeśli grali stare kawałki, jak chociażby „Truth” czy „Nigger” to sam chciałbym je usłyszeć :)
S:
Przyznam się do kolejnych braków w muzyce, że wcześniej ich nie słyszałem. „Truth” grali na 100% ale co do „Nigger” to nie mam pojęcia. Jednak sama atmosfera była świetna, jak to na koncertach zresztą.
Y:
O tak, koncerty to jest to. Sam o nich pisałem i wiem, że to zupełnie inne doznania niż słuchanie na słuchawkach.
S: Czytałem :) Artykuł, zresztą jak zwykle, pochłonął mnie na parę minut

Y: Cieszę się. I mam nadzieję, ze sporo jest ludzi, którzy czują podobnie. To zostawmy muzykę i zróbmy krótki wypad do książek. Co lubisz czytać? Sapkowskiego, to wiem. A kogoś jeszcze?
S:
I tu będzie zróżnicowanie. Głównie fantastyka (i tu przeważa polska) jednak czasem sięgnę po coś poważniejszego jak poezja czy klasyka („1984″ Orwella).
Y: Ho, ho. Super. A z poezji to jakie klimaty? Jakie czasy?
S: Głównie XX wiek, a najchętniej to Herbert. „Przesłanie Pana Cogito” to wiersz który mną wstrząsa za każdym razem, gdy go czytam.
Y: Herbert jest wyjątkowy, to prawda. A Szymborska? Miłosz?
S: Oczywiście. Chociaż Miłosz trochę mniej do mnie przemawia niż nasza noblistka.

Y: A z fantastyki to fantasy czy może hard sf?
S: Tylko i wyłącznie fantasy, sf nielicząc kilku opowiadań jakoś mnie odpycha. Nielicząc Sapkowskiego to głównie Kres i Piekara a z zagranicznych Prachett.
Y: Tak i znów Kres :) Coś w nim jednak jest, że wszyscy go lubią. Czytujesz może jego artykuły odnośnie pisania?
S: Raczej sporadycznie a jak już to oczywiście Kresowy kącik. A sam Kres ma w sobie to „coś”. Nie znam drugiego pisarza fantasy, który by tak się przygotował do pisania książki.
Y: I dlatego tak swojego czasu pojechał po Pilipiuku, którego ma za hurtownika pisarskiego :)
S: Czytałem. Zresztą w zupełności się z nim zgadzam – nowego Pilipiuka nie idzie czytać.
Y: Sam może coś pisujesz?
S: Próbowałem jednak niezbyt mi to wychodzi. Może kiedyś…

Y: I jeszcze jedno pytanie na koniec – wolisz grać czy prowadzić? To taka mała wolta na zamknięcie :)
S: Oczywiście, że grać :) Mało zresztą jest osób, które wolą prowadzić.
Y: Hmmm….no tego…dobrze:) I już na zupełny koniec – chciałbyć coś powiedzieć do tych, którzy będą czytać ten wywiad?
S: Wyłamię się ze standardowego „do odpisania w sesjach” i zamienie je na „zgranych ekip i skończonych sesji”.

Y: Super. Ja dziękuję za wywiad, bo zawsze warto poznawać nowych ludzi. I oby dobrze się nam grało :)
S: Również dziękuje. :)

Newsy

Kolejna garść newsów czyli tego co dzieje się na forum w części poświęconej dyskusjom. Oczywiście przepuszczone przeze mnie czyli filtr dziurawy jak sito. Zapraszam.

Konwenty. Trochę się będzie dziać – głównie na konwentach liczowych. Ale, jak to mawiał Wołoszański, nie uprzedzajmy faktów.

Pierwszym w kolejce jest IV Pomorski Zlot LI w Toruniu. Już 5 grudnia się zaczyna i z całą pewnością będzie się działo. Brałem udział w pierwszej edycji i wiem, że było super. Redone i Ruda już zadbają, by nikt się nie nudził, a że liczba osób jest imponująca, to zabawa będzie przednia. Jak już będziecie po całym zlocie, zapraszam do zdania z niego relacji.

Tydzień później, 11-13 grudnia, odbędą się Toruńskie Dni Fantastyki. Oczywiście w Toruniu :)

12-13 grudnia to również czas konwentu o nazwie „Opowieści Czarnej Wdowy„, który odbędzie się w Bydgoszczy. Mroczne sesje, makabryczne planszówki oraz przerażające karcianki. Alternatywa dla tych, którzy nie mogą być wtedy w Toruniu.

Tydzień później, 19 grudnia, ma miejsce Wrocławskie Spotkania LIczowe, które też powoli stają się w miarę cykliczną i spontaniczną imprezą dla wszystkich (choć dla Wrocławia w szczególności). Chcecie zobaczyć na żywo merilla, mirę, hawka czy kitsune? To jest niepowtarzalna okazja.

I na koniec zapowiedź odległego konwentu, a w zasadzie dużego LARPU o nazwie Fantazjada 2010. 3-6 czerwca w Srebrnej Górze. Czasu sporo, ale i przygotowań również. Chętni oczekiwani.

W „Rozmowach ogólnych” trochę o tworzeniu świata magiczno-technologicznego. Zacne to i fajne, a czy nie lepiej od razu przejść do „Shadowruna”? Co prawda żarówek na drzewie nie ma, ale magiczne holo jak najbardziej. Ponadto kilka kolejnych kwiatków z sesji wyrosło na rabatce; ponarzekaliście na to, czego brak wam w sesjach i padło kilka propozycji zaczynania przygód czy kampanii. Jeden odgrzewany kotlecik to tworzenie dobrej sesji – ale dla nowego chyba przypadło do gustu. Do tego „inne sposoby zwiększania współczynników/umiejętności”. Jak widać już zwykłe adeki nie wystarczą i trzeba sięgać po cięższe środki perswazji by móc zwiększyć sobie siłę o 1. Do tego dołożymy jeszcze nieśmiertelny temat o kobietach w RPG – dlaczego nie. W końcu nie tylko faceci w to się bawią, a spojrzenie na RPG od innej strony bywa ciekawe. I na koniec kolejne odgrzewanie z mikrofali – tym razem denerwujących epizodów podczas sesji. Sporo tego, sporo.

W dziale „DnD i d20″ kłótnia o tłumaczenia do wybranych wydań. Cóż…według twórców gry do gry wystarczy Podręcznik Gracza, Mistrza i Bestiariusz. To zostało przetłumaczone. Reszta to dodatki i suplementy – niekonieczne, ale wielce przydatne. Zatem tłumaczenie najpotrzebniejszych ksiąg do grania zostało zrobione. Kłótnia staje lekko bezcelowa, ale argument o tym, że mam na kompie pdf,bo jestem licealistą i nie stać mnie na wydania książkowe to już przestaje być śmieszne. Zapraszam do poprzedniego numeru bloga o złodziejstwie. I jako uzupełnienie to pomysły na przygody i ulubione rasy do grania.

W Warhammerze chwilowa cisza przed wydaniem 3 edycji. Już jest, już jest rozsyłana przez Rebela. Ciekawe, ciekawe…

Świat Mroku to konkursy, kolejne wizje świata w różnych sztukach istniejących (film czy muzyka) oraz zew (ale nie Cthulhu) do wszystkich, którzy chcą poznać świat a się boją. Ludzie, naprawdę tam nie gryzą (ani wampiry ani wilkołaki) i można się wywiedzieć i wypytać o wszystko..

Postapokalipsa ludzie wszystko wiedzą…

Dział historyczny – ruch jest przepotężny. Widać, że Adr i Arango działają prężnie. Wymienię tylko bieżącą tematykę i sami się przekonacie. Może jednak historia nie jest taka zła? :) Bo przecież jest tam:

„Galeria postaci historycznych”, „Konkurs „Przez epoki” listopad – grudzień 2009”, „Najwybitniejsi dowódcy w historii”, „Konkurs II Wojenny, „Ciekawe, tajemnicze, warte uwagi postaci historyczne”, „[Dzikie Pola] Elementy języka staropolskiego w sesjach”, ”Ciekawe zdjęcia”, „[DP] Facecje i tragedyje czyli rzeczy śmieszne i te mniej z czasów Rzeczypospolitej”, „Ciekawostki i anegdoty (nie)całkiem historyczne”, „Rola wywiadów podczas wojny”, „II Wojna Światowa – Inwazja na ZSRR”, „Powstanie Warszawskie – inne spojrzenie” i „Najlepsze formacje II wojny światowej – coś na kształt sondy”

W „Autorskich” jeden systemik do przejrzenia oraz próba zrobienia konkursu na najszybciej powstałą autorkę (w tydzień).  Jak dla mnie to raczej trzeba zmienić tytuł tego konkursu na najszybciej powstałą prowizorkę i będzie wszystko w porządku. Nie znaczy to, że nie popieram, ale jestem ciekaw czy to w ogóle możliwe. Póki nie zobaczę, to nie uwierzę :) (i nie mam na imię Tomasz)

Pozostałe systemy – po zmianach forumowych trafiło tam wszystko to, co wyszło drukiem, ale nie ma swojego działu na forum. Zatem jest tam Zew, Cyberpunk, Deadlands i WH40k. To właśnie o tym ostatnim jest głośno – za sprawą kobiet w szeregach Space Marines. Parytet parytetem, ale granice muszą być. To tak samo jakby w Warhammerze zabójcą trolli został niziołek :) Pewnie, że można, ale to już nie jest Warhammer. Wszystko za sprawą sesji, która coś takiego wprowadza (chodzi o sesję w WH40k oczywista). Na szczęście było zaznaczone, że jest ona luźno oparta na uniwersum z tego systemu i prawem MG jest to zrobić a gracz niech zdecyduje, czy chce w to grać czy nie. Choć jawnie trzeba powiedzieć, by nie robić wody z mózgu tym, którzy systemu nie znają – nie ma kobiet w zakonach Space Marines.

I wreszcie „Artykuły” – tylko jedno nowe opowiadano – „Nieuklękły” i artykuł o prasie konspiracyjnej w Polsce podczas II wojny światowej.

Oczywiście nadal trwa akcja zbierania pieniążków na serwer. Do końca stycznia trzeba zebrać co nieco, by znów przedłużyć korzystanie z serwerów. Jest uzbierane niecałe 6%, ale czasu jest ponad miesiąc.

Tyle w tym numerze. Następny będzie już świąteczny zatem widoku bombek tym razem Wam oszczędzę. Zapraszam za jakiś czas ponownie do bloga. Miłego czytania!

Yarot

10 Responses to “Numer 41 – „That is not dead…””

  1. Arango Says:

    Świetnie że numer się ukazał (brawa !). Mimowolnie z wywiadem trafiłeś „pełne 10″ bo Szarlej być może zagra w mojej sesji, a bardzo słabo go znałem. Wywiad przybliżył nieco jego osobę.
    Co do tekstu EM27.
    Sam tego często doświadczam i za każdym razem ogarnia mnie wtedy uczucie lekkiej paniki. Miotam się chwytając raz tego, raz owego potęgując tylko chaos. Niestety rada jest tylko jedna. Spokojnie i metodycznie po kolei „odhaczać” sprawy. No ale do końca roku już blisko i miejmy nadzieje, że ‚kolorowy zawrót głowy” choć na chwilę ustanie.
    na koniec dzięki za ciepłe słowo co do działalności w dziale. To bardzo miłe.

    Pozdrawiam i czekam na następny LICZblog. :)

  2. Adr Says:

    Gratulacje Yarocie, jak zwykle dobra porcja informacji i refleksji. Ja nie zawsze komentuje ale czytam każdy numer od deski do deski.

    Tak jak Arango dziękuje za zauważenie naszej działalności w historycznym.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny numer

  3. behemot Says:

    Numer całkiem soczysty w treści, właściwie to ten miesięczny interwał sprawia, że jest o czym pisać. (zwłaszcza widać po dyskusjach okołorpgowych).

    Fajnie, że przeszedłeś na mroczną stronę bloga i napisałeś do karnawału. ;-)

    Także pozdrawiam

  4. Glinthor Says:

    Dzięki, naprawdę świetny tekst. Już dodałem

  5. Szarlej Says:

    To ja trochę posmęcę, ale to na koniec. Przede wszystkim odwaliłeś Yarot kupę dobrej roboty, dwa teksty, część rekrutek i męczenie się nad moimi ortami, nie dziwię się, że tyle wychodziło to wydanie blogu. Jeśli chodzi o moje odczucia bardziej szczegółowo to:
    Pierwszy tekst w pełni się pokrywa z moimi odczuciami i doświadczeniami. Nic dodać nic ująć.
    Drugi za to mnie mocno zmotywował, sam widzę dokładnie te same objawy u siebie (no może po za motorkiem w pracy z wiadomych przyczyn) i to zdecydowanie za często. Ten tekst był swoistym kopniakiem w tyłek.
    Ta forma rekrutek zdecydowanie mi bardziej odpowiada. Krótko i rzeczowo, pozwala łatwo podzielić reputki na te, które mnie wstępnie interesują i te, które mnie nie interesują. Forma pokazana przez Wojto jest strasznie stronnicza i jedyne czego się z niej dowiadujemy to odczuć autora. Jest to szczególnie widoczne w „Księdze Satyrów” gdzie jedyne czego się dowiadujemy to, że autor prowadził sesję „Die Mauer” o której ledwo co słyszałem (musiałem zapaść w jakiś letarg czy coś) a nie wiemy nic o fabule. Nie o to jednak chodzi w opisach rekrut.
    Wywiadu z oczywistych przyczyn nie skomentuje i pozostawię to innym.

  6. Magnes Says:

    Hej, czemu robicie coś, co już istnieje – Nibykonkurs. :)

  7. Yarot Says:

    Już odpowiadam. „Robimy” to za dużo powiedziane – raczej jest to propozycja jednego z userów. I to w dodatku powołująca się właśnie na wieżę. Jak widać z zainteresowania tym konkursem – ma on marne szanse na jakąkolwiek realizację. Dlatego pytanie o robienie czegoś, co już jest powinno być skierowane do autora propozycji :)

  8. wojto16 Says:

    Szarlej.
    Jakkolwiek nie patrzę na przygotowane przeze mnie opisy rekrutek nie dostrzegam żadnej „stronniczości” (z wyjątkiem „Księgi Satyrów”, bo w tym przypadku faktycznie trochę mnie poniosło). Krytykujesz moją formę za brak opisu fabuły. A czy z drugiej formy dowiadujesz się więcej? Przekazałem konkrety takie jak system, że rozgrywa się w świecie Planescape i prowadzi autor Die Mauer (Irrlicht), więcej niż w przypadku „drugiej formy”. Brak obiektywizmu wynika z mojego kolegowania się z Irrlichtem. Niestety, czasem kiedy piszesz o sesjach znajomych po prostu ciężko się kontrolować. Jedyne co mogę zrobić to obiecać poprawę w tym punkcie.
    Swoją drogą wprowadziłem w swoich opisach jeszcze pewne zmiany, jednak Yarot był zmuszony je pominąć, Za to w kolejnych wydaniach bloga zmiany w opisach rekrutek powinny być widoczne.

  9. Szarlej Says:

    Nie licząc „Księgi Satyrów” jeszcze pięć innych i tu faktycznie nie ma jakiejś rażącej stronniczości. I tak uważam, że lepsza forma to ta krótsza: system taki a taki, posty co tyle o takiej długości, fabuła koncentruje się wokół intryg. Kaniec, kogoś to zainteresuje to zerknie do rekrutek. I tak, uważam, że forma jaką zaprezentowałeś w „Księdze” jest zła. Poprzednia sesja Irrlichta ani nie odznaczyła się objętością ani liczbą czytań (w porównaniu chociażby do „Delirium” Miry czy „Tu ne cede malis!” Yarota) absolutnie nie oceniam jej jakości!
    Tyle z mojej strony, swoje zdanie wyraziłem w sposób mam nadzieję konstruktywny i tłumaczenie dla mnie „bo opisywałem sesje znajomego więc miałem prawo odwalić fuszerkę” jest nie wystarczajace. Ale zobaczymy jak wyjdzie w następnym numerze ;-)

  10. wojto16 Says:

    Doceń, że przyznałem się do błędu i obiecałem poprawę :). Sesja Irrlichta odznaczyła się długością postów i jakością. Nie zwracałem uwagi na ilość czytań, ale ogromny wysyp bardzo entuzjastycznych komentarzy już o czymś świadczył.

    Przy okazji zauważ, że w przypadku drugiej formy napisanej przez Yarota też nie ma wszystkich wymaganych od ciebie szczegółów.

Leave a Reply