21 cze 09

Numer 36 – „Wsiąść do pociągu…”

Autor: Latilen | Kategoria: Licze ogólnie

Wyniknęły małe problemy z naszą działalnością. Mianowicie spóźnił nam się pociąg, a później, na domiar złego, zepsuł się. No i dlatego my też się spóźniliśmy z numerem, ale mam nadzieję, że nie przeklinaliście nas u wróżki Elwiry. Ech, co ja tu będę dużo gadał. Enjoy!

Aveane


- rekru – LI – tacje –

[Autorska][Storytelling] Powozy bogów

Terrapodian proponuje epickie fantasy w samodzielnie opisanym świecie – wojna domowa, duchy i wasza wyobraźnia zaprzęgnięta do oddziału, który ma wspomóc partyzantkę da wybuchową mieszankę. Także klawiatury w dłoń, bo rekrutacja kończy się w połowie czerwca.

Wściekłe Psy

Już zostało tylko jedno miejsce w super tajnym oddziale wojskowym do zadań. Bakus krótko i treściwie określił wymagania co postaci i czeka na ostatnie zgłoszenie.

The Cave [Autorski Storytelling]

Fabiano chce zaprowadzić graczy w głąb angielskiego metra, gdzie po zamachach bombowych odkryła się jaskinia. Dr Roger Benz podróżnik i odkrywca rekrutuje załogę, która podoła trudnemu zadaniu eksploracji niezbadanych otchłani. Deadline 28 czerwca.

[Storytelling] Amnezja

Mal daje wam szansę na przeżycie czegoś nowego. Byliście mieszkańcami pewnej wioski, co to ją mieli za pomocą teleportacji przenieść. Tak, tyle teorii. Praktyka pokazuje, że wylądowaliście nie wiadomo gdzie, ubrani w nie wiadomo co i z tak potężnym kacem, że każdy student by wam współczuł. Powodzenia.

[Autorska] Aurora

Eksterminacja ludzkości. Statek, który poszukuje nowej Ziemi – miejsca, gdzie ponownie rozpoczną swoje normalne życie pozbawione strachu.  I wy, którzy wsiedliście na pokład Aurory 2. Każdy się może przydać. Sesję poprowadzi Mizuichi.

[rekrutacja] Historia pewnego przypadku

Nowy York wita. Pod przewodnictwem Arsene możecie rozegrać deathmatch – zlecenie na jednego pana i kasa do zgarnięcia tylko przez jednego osobnika.

Opowieści z Ludzkich Królestw [autorski storytelling]

W tym miejscu postanowiłam zacytować MG=xepera: ” Celem rekrutacji jest przetestowanie mojego autorskiego świata Ludzkich Królestw pod względem grywalności i przyjazności graczom.” No to już wszystko jasne.

[Warhammer] Kaboom!

Sesja podręcznikowa pod pieczą Sierściucha. Początek zaczyna się dość banalnie – Leopold Goethe nie może doczekać się się na dostawę materiałów wybuchowywch do kopalni. Niby już jest po deadlinie, ale zawsze możecie spórbować bić prosto go MG ;D

[autorski, storytelling] W 80 dni dookoła piekła…

Piekło i gra, w której stawką jest zupełne wyzwolenie lub druzgocąca porażka. Surrealizm i trochę głębi psychologicznej. Cierpienie za grzechy i próba zwycięstwa z sobą samym. Zaprasza one-worm.

[Autorski] Dwanaście mil od LSD

Sesja pod patronatem Midnight w prowadzeniu przez corenick‚a. Miejsc jedynie dwa, także należy się postarać. Potrzebni zwykli, normalni Rosjanie, którzy nie widują na co dzień duchów. Bogobojni, ze Stalingradu, co to „wie jak wabić wiewiórki”. ;] Oczywiście duża doza niezwykłości zapewniona.

[Autorski] Określony rejon latynoamerykański

JohnyTRS daje szansę na wzięcie udziału w „wypadzie na tyły wroga”. Mężni agenci antynarkotykowi wyprawiają się na teren „określony latynoamerykański”, aby zniszczyć produkcję kokainy. Czas do 20 czerwca.

Sesja Klanarchii

Macharius zbiera zainteresowanych. Na razie jeszcze bez podręcznika, bez wątku, ale z dużymi chęciami tymczasem oczekuje na wydanie podstawki - 6 lipca.

[Storytelling] Gluty

Kosmici w postaci lejącego się kleju. Podbiją Ziemię czy nikt nigdy nie dowie się o ich istnieniu? Mal zaprasza do rozwinięcia tego małego eksperymentu.

[D&D 3.5]…Sprawiedliwość…

Sesja rozpocznie się na obrzeżach Cormyru w mieścinie Srebrny Szlak, gdzie ktoś popełnia beztialskie morderstwa i na ciele ofiar pozostawia wyryty ślad Straży Mieskiej. A potem zrobi się jeszcze ciekawiej. Highlander na stworzenie postaci daje wam czas do 21.06.

„The Awesome Exiles!!!” [Autorski Storryteling] (+15)

Co tu wiele mówić, ruszyła długo zapowiadana sesja w świecie Marvela by darlar. Jeśli ktoś chce się wcielić w jakiegoś superbochatera to nadarza się okazja.

[D&D 3.5] Na pohybel…! (18+)

Sesja o księżniczce i księciu mazgaju. Również o postaciach graczy. Ale co ich będzie łączyć? Check by yourself. Zaelis czeka na karty do 24. czerwca.

[oWoD] Sorcerers Crusade – Mag: Wstąpienie

Behemot rozkręca sesję w Maga, rozbudowany wstęp sugeruje zawiłą intrygę, a dobra karta pozwoli wam wziąc udział w przygodzie wraz z innymi graczami – czyli drużyna na pierwszym miejscu, zapewne do czasu. Zainteresowanych zaganiam do rekrutacji xD czas do 14.06.

[D&D 3.5] Póki starczy sił [WCIĄŻ OTWARTA]

Jeździec kieruje się na zachód, a wraca prawie nieżywy. No i kto zdecyduje się rozwikład zagadkę, co też go spotkało? Memo zaprasza.

Za opóźnienia przepraszam, ale sesja to nie przelewki ;]

Do miłego przeczytania

Latilen

Z serii “Yarot prawdę Ci powie”

Erpegowiec Metalowiec odcinek 22 „Bajkownik czyli Czerwony Kapturek v.2.0″

Eluwien czekał na pojawienie się agentki. Znakiem rozpoznawczym ma być czerwone nakrycie głowy. Nikogo takiego nie widział przez okular swojego HK PSG Enforcera. Czarna, lśniąca powierzchnia karabinu przypominała zastygłą lawę. I tak jak uśpiony wulkan tak i to cacko gotowe było plunąć śmiertelnym ogniem. Póki co Eluwien nie widział swojego celu i czekał delikatnie dotykając przełącznika odbezpieczania broni.

Agentka Sullivan ostrożnie stąpała po niestabilnym, leśnym gruncie. Nie dało się iść cicho, bo albo poświęcało się czas na chodzenie albo uwagę na przeszkody. Obu tych rzeczy agentka nie posiadała. Za to jej zasobnik krył coś, co mogło zmienić wszystko i wszystkich. Zjonizowana plazma nie takie rzeczy wyczynia.

Paul całą noc wył do księżyca. Miał to być płacz, ale w obecnej chwili nic innego nie wychodziło z jego ust poza wyciem, warczeniem oraz skamleniem. Usta, które raczej trzeba by było nazwać pyskiem, zmieniały się co chwila raz w jedno raz w drugie. Mutacja była nieubłagana i przemiana niemal pewna. Paul nie wiedział kogo za to winić, ale wiedział, co może mu pomóc. W końcu pracował w Sekcji niemal osiem lat i znał ludzi. Potrzebował antidotum. Miał jeszcze czas na jego zażycie, który nieubłaganie się kończył. Antidotum nie istniało poza laboratorium Sekcji a tam nie miał szans się dostać. Jednak było jeszcze jedno miejsce, gdzie było ono dostępne. To krew. Oczywiście krew jednego z agentów. Lub agentek.

Przykrywka była niemal doskonała. Dziś miał przechodzić tędy cały kondukt żałobny. Nikt niczego nie wykryje a zaskoczenie będzie pełne. Tylko niech ta Sullivan wreszcie się zjawi. Agentka Delvin ciągle zerkała na zegarek. Mimo ponad dwudziestoletniego stażu w Sekcji, ciągle denerwowała się przed akcją. Nigdy nie mogła spokojnie przejść do porządku dziennego nad czymkolwiek, jeśli coś nie zależało od niej. Jeśli miała coś robić, wtedy była pewna, że to będzie dobrze zrobione. Dziś miała nawet zmieniony wygląd, by jeszcze bardziej uwiarygodnić przykrywkę. Zastosowano także wzmacniacze DNA by wygląd nie wzbudził podejrzeń skanerów DNA. Ach ta współczesna technologia.

Eluwien obserwował to, co dzieje się w narożnym mieszkaniu trzy ulice dalej. Miła, starsza pani, przechadzała się po pokoju często zerkając na zegarek. Jeśli nie patrzyła na zegarek to patrzyła przez okno na ulicę. Pewnie na kogoś czekała i Eluwien wiedział na kogo. W końcu to jej cel. I nie zamierzał dziś niczego popsuć. Ma zabić agentkę i to zrobi. Wszystko dla swoich braci. Wszystko dla elfów.

Agentka Sullivan wyszła na polanę. Widziała przed sobą wieżowce górujące nad lasem. Jeszcze tylko parę kilometrów i będzie wreszcie w cywilizacji. Nie wiadomo dlaczego, Sekcja zdecydowała się na zrzut tak daleko od celu. Coś jej tłumaczyli, że to dla pełniejszej przykrywki. Dziś nie mogła nawalić a przesyłka w zasobniku jest ogromnie cenna i musi spełnić swoje przeznaczenie. Dla agentki nie było to pocieszeniem, gdyż ostre igliwie miała już w butach i podejrzewała, że mogło nawet dostać się pod spodnie lub bluzkę. Nienawidziła lasu. Nie lubiła natury. I miała na pieńku z elfami.

Paul wiedział, gdzie pójść. Znał jedną agentkę i wyczuł ją wczoraj wieczorem. Nie było tajemnicą, że wcześniej troszkę podkochiwał się w agentce Delvin, ale oboje zachowywali się tak, jakby była to największa tajemnica. Wczorajszy dzień był bardzo ważny. Zapach doszedł do niego niespodziewanie i dość wyraźnie. Po przemianie jego zmysły wyostrzyły się i mógł teraz wyczuwać to, co wcześniej ginęło w zapachu dymu papierosowego i spalin. Wiedział, że spisano go na straty, bo Sekcja nigdy nie zawraca sobie głowy duperelami. Wiedział też, że nie odpuści i powstrzyma mutację, zanim będzie za późno. Musiał dostać to antidotum. Po prostu musiał.

Agentka Delvin nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Denerwowała się i to denerwowało ją jeszcze bardziej. Może dlatego, że Paul odszedł. Może. Nie była sentymentalna, ale pustka po nim bolała bardzo. I to zaledwie parę dni temu. Szykowano właśnie to miejsce. Przykrywkę doskonałą. Paul pracował jako technik od inwigilacji. Nie był agentem i nigdy nim nie mógł zostać. Ale dzięki niej mógł poznać tajniki pracy agentów oraz samych agentów. Ją poznał…całkowicie. Spojrzała na zegar. „Już powinna tu być” mruknęła do siebie i wyjrzała delikatnie przez okno. Pusto. Jeśli zniknie tak samo jak Paul, to Sekcja będzie wściekła. Agentka Delvin też, bo położy całą akcję. I nie będzie wystarczył w tym wypadku krótki komunikat, że „zaginęła w akcji”. Jak Paul.

Skaner krótkiego i średniego zasięgu nic nie wskazywał. Elf sprawdził jeszcze raz na urządzeniu, czy wszystko gra i je odłożył. Nie ufał mu do końca, dlatego postanowił sprawdzić inaczej, czy jego cel nadchodzi. Odsunął się od karabinu, zamknął oczy i leżąc na płasko, zaczął wyśpiewywać cichutką mantrę. Sploty magii zaczęły kłębić się niezauważalnie i wypełniać przestrzeń astralną wokół Eluwiena. W tych oparach dostrzegł idącą postać. Szła przez las i klęła narzekając na wszystko. Dostrzegł błysk czerwonego kaptura na plecach. Ujrzał las i pobliskie budynki. Przerwał sesję. Łyknął SAPRO dla uzupełnienia sił witalnych i wrócił do wizjera snajperki. Już czas. Zaczyna się.

Wreszcie. Chyba jeszcze nigdy agentka Sullivan nie cieszyła się z tego, że zostawia za sobą las. Musiała przystać pod jednym z ostatnich drzew i otrzepać się z igieł. Zdjęła buty i faktycznie zobaczyła, że drobne igiełki weszły nawet tam. Naraz usłyszała kilka trzasków i przed nią na ścieżkę wybiegła czworonożna bestia. Nie miała pojęcia co to jest ale wyćwiczony odruch szkoleniowy zadziałał bezbłędnie. Alta firmy Morrissey znalazła się błyskawicznie w jej ręku i mierzyła do bestii. Tymczasem to coś odwróciło się i agentka dostrzegła coś bardzo dziwnego. Głowa stworzenia zmieniała się. Raz była podobna do psa a raz do człowieka. Obie oczywiście były zdeformowane i to w tej deformacji coś się jej nie podobało. Ta twarz. Gdzieś już ją widziała…

- Kim jesteś? – spytała znad lufy pistoletu.

- Nie widać…wrrrr – ostatnie słowo zabrzmiało jak warknięcie. W tym czasie właśnie zmiana spowodowała, że twarz zmieniła się w pysk. Tylko na moment.

- Czy ty…? – nie dokończyła. Bestia stanęła na tylnych nogach i zaczęła się zmieniać cała. Mogła to poznać po jednej, dość istotnej cesze. Facet to facet.

- A ty to kto…wrr…

- Ag…Agnes. Agnes Sullivan.

- A co robisz tutaj? Wrr…wrrrrr…wrrrr….nie mogę już tak dłużej…

- Idę do mojej babki. Mam dla niej…lekarstwa.

- Lekarstwa? – Paul zamarł na chwilę i nawet mutagen w nim przestał mutować.

Agentka skinęła tylko głową, ale nie spuszczała oczu z muszki i szczerbinki.

- Daj mi trochę. Widzisz jak…wrr.rrrrrr….wrrrrrr…

- Nie – odpowiedziała twardo. – Jeśli nie oddalisz się, to zacznę strzelać.

Paul spojrzał na agentkę, to znaczy na Agnes. Widział już ten pistolet. Widział takie zachowanie. Widział już ten typ ludzi. „To agentka” pojawiło się w jego głowie. „A skoro wyczuł Delvin, to pojawienie się tej Agnes nie jest przypadkiem. Pewnie mają gdzieś tu spotkanie. Może jednak nie będzie potrzebować krwi Delvin tylko niewielkiej strzykawki z koszyczka Agnes. Tylko trzeba znaleźć kochaną Delvin.”

Agentka Sullivan była gotowa strzelić. Naprawdę. Tylko, że bestia stchórzyła. Stanęła znów na cztery łapy i pobiegła w las. Pistolet powędrował do kabury pod pachą. Dokończyła wytrzepywanie igieł i ruszyła przed siebie zostawiając las za plecami. Wreszcie.

Agentka Delvin zrobiła sobie kawy. Dobrze, że ktoś umieścił tu ekspres, bo by nie wytrzymała tego napięcia. Przygotowywała się przez dwa dni do tej roli. Budowała ją pracowicie. Nosiła się jak starsze osoby, chodziła do miejscowego sklepu i musiała nosić tą idiotyczną laskę. Nie mówiąc już o okularach. Wolała soczewki, ale to nie pasowało do przykrywki. Cholerne rogowe oprawy. Często zsuwały się jej z nosa i bała się, że je potłucze. A to byłoby bardzo nieprofesjonalne.

Jest. Agentka pojawiła się przy wyjściu z lasu. Jeszcze parę chwil i zniknie za budynkami. Jednak by podejść w miejsce, do którego zmierza, musi wyjść na prostą. Będzie miał ją na widoku i masę wolnego czasu by oddać jeden celny strzał. Tylko na to czekał.

Pieprzony las.

Paul wpadł w uliczkę i co sił w łapach pomknął wzdłuż ulicy, gdzie wyczuł zapach. Było jeszcze wcześnie i miejskie zapachy nie zniszczyły aromatycznego tropu. Nie zważał na nic – na innych ludzi czy na osiedlowe psy. I tak wszyscy odsuwali się od niego w popłochu. Wreszcie dopadł do budynku i  wbiegł na klatkę. Agnes z całą pewnością jeszcze tu nie dotarła. Nie wyczuł jej zapachu. Na piętrze stanął pod drzwiami i zadrapał w nie energicznie. Otworzyła mu Delvin. Stanął na tylnych łapach licząc, że może go rozpozna. Może. Agentka Delvin była już doświadczoną pracownicą Sekcji. Jej instynkt działał sprawniej i pewniej niż agentki Sullivan. Strzeliła trzy razy a dziewięciomilimetrowe pociski sprawnie znalazły sobie ciepłe miejsce w klatce piersiowej Paula. Odrzuciło go na schody. Przeżył. Jednak nie na długo. Teraz już naprawdę potrzebował krwi, by zatamować krwawienie i doczekać się tych cholernych lekarstw.

- Czy to nie…? – agentka na moment się zawahała. Zdawało się jej, że dostrzegła twarz. Znajomą twarz. Podeszła bliżej. I to był błąd. Bestia skoczyła do jej szyi i wgryzła się bardzo mocno. Nie mogła nawet zareagować bo przytłoczyło ją potężne ciało i stalowy uścisk. Czuła jak wycieka z niej krew i że zaraz odpłynie na dobre. Czekała. Nie czuła bólu, bo była na prochach. Koniec przyszedł łagodnie i bezboleśnie. Zdążyła tylko pomyśleć „zawiodłam” i zwiotczała.

Krew opętała Paula. Gdy było po wszystkim spojrzał na Delvin potem na siebie i zapłakał. Znów wyszedł z tego szloch i powarkiwania. Jednak czuł, że coś się zmienia. Rany się zabliźniają a same mutacje…Szybko wskoczył do mieszkania ciągnąc za sobą agentkę. Wrzucił ją do wanny i spojrzał w lustro. „Nie!!!!!” Krzyknął. Twarz była ludzka, ale…stara. Coś dziwnego się działo. Mutacja jeszcze w pełni się nie zakończyła. Jej cofnięcie też przebiegało stopniowo. I twarz jest już wyraźna i prawie nie zmieniająca się. Ale to była twarz starca. A nawet staruchy. Dotknął łapą skóry i włosów i nie wyczuł niczego podejrzanego. „Nie! Nie! Nie!” powtarzał sobie. Dlaczego.

Coś się działo. Eluwien widział, jak jakiś wielki pies wbiega do bloku. Potem starsza pani zniknęła na moment w przedpokoju, którego nie miał na poglądzie. Padły strzały. Luneta wycelowana była w miejsce, gdzie powinien coś zobaczyć. I zobaczył. Ktoś wbiegł do łazienki. Słychać było szamotanie. Potem wycie. Eluwien zaniepokoił się. Nie chciał, by agentka, którą ma sprzątnąć, coś zaczęła podejrzewać i uciekła. Gorączkowo myślał, co dalej. Wtedy dostrzegł w wizjerze babcię. Trochę się zmieniła, ale to nadal była starsza pani. Tylko co jej strzeliło do głowy by chodzić prawie nago po mieszkaniu? Dziwni są ci ludzie. Naprawdę dziwni. A do tego porośnięci…

Agentka Sullivan weszła na klatkę. Śmierdziało mokrym psem. Podeszła do drzwi, za którymi miała spotkać się ze swoim kontaktem. Widziała nieopodal sporą plamę krwi, bryzgi na ścianie i nawet jakieś krwawe strzępki. Spece od przykrywek w Sekcji są coraz lepsi. Nacisnęła przycisk dzwonka.

- Proszę – padło ze środka.

Agentka Sullivan weszła ostrożnie. Śmierdziało tutaj i to bardzo. Nie zatkała nosa, bo była wyćwiczona, ale wrażenie pozostało i nic tego nie jest w stanie zmienić.

- Jestem tutaj – padło z narożnego pokoju. Agentka przeszła przez przedpokój i zobaczyła swój kontakt. Agent, albo może agentka, wyglądała bardzo dziwnie. Leżała na łóżku przykryta kołdrą, miała nocną koszulę na sobie i patrzyła się bardzo dziwnie zza rogowych okularów. Agentka nie spodziewała się kogoś takiego tutaj. Postawiła ostrożnie koszyczek na stole.

- Agentko, bardzo dziwnie wyglądasz. Chyba tym razem Sekcja trochę przesadziła z przykrywką, nie sądzisz? Po co ci są takie okulary?

- Bo nie pozwolili mi na soczewki – to Paul wiedział choć kolejnych pytań zaczynał się obawiać.

Agentka Sullivan, lekko tylko uspokojona zaczęła, przyjrzała się uważniej osobie w łóżku.

- To do Sekcji podobne. A po co takie uszy?

Paul wiedział, że to jest słaby punkt. Mutacja nie cofnęła się i uszy miał jeszcze wilcze. Dobrze, że żyjemy w takim społeczeństwie, gdzie nie jest to podejrzane za bardzo.

- By cię lepiej słyszeć – zażartował. Jakie pytanie taka odpowiedź.

- Bardzo śmieszne – agentka uśmiechnęła się delikatnie. – Pozwolisz, że wytrzepię resztę igieł, bo ten cholerny las dał mi się nieźle we znaki.

Nie czekając na pozwolenie zdjęła bluzkę. Paul osłupiał patrząc na ciało agentki. Szczęka mu opadła ukazując duże i ostre zęby. Nie umknęło to uwagi agentki, szkolonej po to, by dostrzegać drobnostki.

- Hej, a po co ci te zęby, co?

- Bo… – zaczął Paul, ale nie dokończył. Padł strzał. Głowa leżącego w łóżku rozprysnęła się wokół. Znów szkolenie agentki przejęło kontrolę nad jej pięknym ciałem. Rzuciła się do korytarza a potem do łazienki. Wlazła do wanny i czekała, aż wszystko ucichnie. Tam natknęła się na agentkę Delvin. „Kocioł” pomyślała. A potem przypomniała sobie o koszyku.

To był ładny strzał. Mógł być z niego dumny. Mógł, ale nie był. To nie ciało agentki tylko tego czegoś, co weszło do mieszkania przed nią. Nie była to też ta miła starsza pani. Chciał pozbyć się tego w pierwszej kolejności. I tak agentka mu nie ucieknie. Ma ją tu jak na widelcu i może sobie w spokoju poczekać, aż popełni jakiś błąd.

„Myśl, myśl dziewczyno”. Huczało jej w głowie i miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Podskórnie czuła, że będą problemy. Wcześniejsze zniknięcie ekipy techników, teraz zabita prawdziwa agentka i do tego jeszcze ktoś inny w łóżku. Coś się działo, a ona, jak ta głupia, zostawiła koszyk w pokoju. Musi go odzyskać. Jego zawartość jest zbyt cenna, by go stracić. Cenniejsza nawet niż jej życie.

- Agentka nie żyje? – zabrzmiało w uchu Eluwiena.

- Jeszcze nie, ale pracuję nad tym – odpowiedział.

- To streszczaj się. Zaraz będzie tam tłoczno. Jakiś pogrzeb jest w okolicy. To szycha i sporo będzie tajniaków oraz ochroniarzy. Nie mogą cię namierzyć.

- Dobra. Kończę i zwijam się.

- Bez odbioru.

Przełączył tryb strzelania w karabinie. Zmienił typ pocisków. Czas zakończyć to zadanie. Nie ma czasu na zabawę ani na finezję. Choć może w tym, co zrobi, ktoś finezji się doszuka. Trafienie przez co najmniej trzy ściany w niewielki cel pociskiem SADF to nie lada sztuka. Ale za to jaka efektowna.

Agentka Sullivan wyszła z wanny i podczołgała się do pokoju. Nie widziała nigdzie znaczników laserowych więc zabójca pewnie odpuścił, choć to jeszcze nie musi świadczyć o niczym. Niektórzy nie korzystają z nich, bo zdradzają pozycję. Nie lubią ich szczególnie elfy, którym własny wzrok wystarczy by precyzyjnie przymierzyć. Ale elfy tutaj? I co one od niej by chciały?

Koszyk stał tam, gdzie go postawiła. Podeszła na czworakach blisko niego i sięgnęła ręką po rączkę. Złapała szybko i pewnie. Przytuliła do siebie i w duchu pogratulowała sobie akcji. Ma koszyk. Ma…

BUM! Pocisk SADF wystrzelił z lufy z prędkością odpowiednią dla pocisków tej klasy. Rotacja nadana mu przez gwintowaną lufę ustabilizowała lot i włączyła mikroprocesor w pocisku. Teflonowa tuleja przemknęła przez szkło jak przez masło, nie czyniąc niczemu specjalnej krzywdy. Pierwsza ściana spowolniła pocisk, ale tu zadziałało serce pocisku, czyli procesor oraz dodatkowe ładunki. Stabilizator oraz promiennik kinetyczny zrobiły swoje. Pocisk przeszedł przez ścianę i gryzł się w drugą. Wyszedł z niej z taką prędkością, że procesor ocenił ją na krytyczną i zainicjował ostatni etap lotu – uwolnienie igieł teflonowych. Miniplazma rozproszyła je w krótkim rozbłysku a gorące, teflonowe wrzeciona rozleciały się wokół jak kwiat dmuchawca. Agentka Sullivan nie miała nic do powiedzenia, gdy kilkanaście igieł zagłębiło się w nią i pozbawiło życia w ułamku sekundy. Kilka znalazło drogę do koszyka. Plazma, czekała tylko na uwolnienie. Reakcja była nieunikniona.

BUM! Eksplozja, która potem powstała, zdmuchnęła nie tylko budynek z agentkami, ale również sąsiednie. Eluwien widział zniszczenie i dziwił się, skąd się to wzięło. Przecież w mieszkaniu nie było niczego, co mogłoby dać taką detonację. Niczego. Szybko zwinął sprzęt, złożył statyw, uprzątnął łuski i zrolował matę. Polał to miejsce środkiem dezynfekującym i rozpylił unieszkodliwiacz feromonowy. Miejsce było czyste.

- Nie tak szybko – usłyszał za plecami, zapinając ostatni trok przy plecaku.

Elf odwrócił się powoli. Nie spodziewał się nikogo. Tymczasem ujrzał człowieka w czarnym, obcisłym kombinezonie, mierzącego do niego z pistoletu.

- Pan chyba coś zgubił, prawda?

Eluwien strzału prawie nie słyszał. W branży często się słyszy powiedzenie, że kuli, która ma cię zabić, się nie słyszy. Coś w tym było. Nic nie czuł. Ciemność przyjęła go z otwartymi ramionami.

Akcja „Czerwony kapturek” została zakończona. Zakończona oczywiście porażką. Ktoś może powiedzieć, że to nie tak powinno być. Ktoś inny zauważy, że to było zupełnie inaczej. Obecnie nie da się niczego pewnego ustalić, gdyż plazma nie zostawia wiele, jak już się wypali. Jedynie relacje świadków i skanów temporalnych pozwoliły na odtworzenie tej historii. I to jest jedyna prawda.

Sprawa zakończona.

Wywiad z Liczem

Żadnych wywiadów, zdjęć i innych takich. Takie mam zasady, ale zasady są od tego, aby… je omijać. Pozornie wyluzowany Asch siada na fotelu.

Redone: Od jak dawna grasz w RPG?

Aschaar: Od… <liczy na palcach… liczy… jeszcze liczy…> 19 lat. Przerażające prawda? <śmiech> Zacząłem grać w wieku 14 – sesję prowadziła moja matka. Grałem wtedy z jej znajomymi i ewentualnie ich dziećmi. Wychodziło, że jestem najmłodszy…

R: W jakie systemy grywasz najczęściej i najchętniej?

A: W klasykę – D&D i Old WoD (ostatnio głównie Wampir i Changeling). Nie uciekam od innych systemów, czy autorskich rzeczy, ale, zwłaszcza DDki, są systemem do którego wracam za każdym razem – może dlatego, że od niego zacząłem. DDki naprawdę darzę wielkim sentymentem – z wielu względów. Więc to zawsze jakoś tak porównuję poznawany system do D&D, a nie odwrotnie.
Uważam, że system jest drugorzędny – najważniejsza jest ekipa, która gra i prowadzący. A ludzie – dobrzy gracze wiedzą, że nie są w stanie zagrać wszystkich postaci. Jeżeli więc gramy w ekipie, której gracze średnio czują „klimaty fantasy” to zabieramy się za CP2020 czy Cthulu…

R: Z tego co pamiętam sporo wyjeżdżasz za granicę. Tam też grasz?

A: Tak, a przynajmniej staram się. Dużo czasu spędzam (mieszkam) w Wiedniu i tam grywam namiętnie w WKF (Wiedeński Klub Fantastyki <śmiech>). W innych miejscach – bywa różnie. Specyfika wyjazdów jest taka, że na miejscu jestem dwa, trzy dni, góra tydzień – wtedy – niestety nie zawsze uda się coś znaleźć i zagrać. Choć – oddając słuszność wszystkim – często udaje się coś znaleźć. Wystarczy iść do klubu (czy osiedlowego, czy RPG, czy fantastyki) i zapytać. Zwykle udaje się „złapać” sesję. Pozostaje oczywiście jeszcze PbF.

R: Co podoba Ci się w grach PbF?

A: Ich forumowatość. Pomimo licznych ograniczeń – PbF mają jednego „plusa dodatniego” – można uczestniczyć w sesji z dowolnego miejsca na świecie, w dowolnym czasie. To bardzo cenna cecha dla kogoś takiego jak ja.

R: Masz na forum swoich ulubionych mistrzów lub graczy?

A: Mam. Reklamy nie będzie, ale są osoby, których prowadzenie mi się podoba, i są gracze, których posty lubię czytać. Powiem nawet, że czasami zupełnie nie zgadzam się z tym co prowadzący robi w sesji, jednak sesję dobrze się czyta. Lubię styl gry niektórych osób.
Niektórych osób nie potrafię czytać i wcale nie chodzi mi tutaj o język czy składnie :/

To raczej kwestia około-rpg – mechanika i okolice.

R: Jak podoba Ci się w obsłudze?

A: Nie podoba mnie się. <czyżby rzut na blef nie wyszedł> Praca w obsłudze – tak, praca – wcale nie jest łatwa. Może się wydawać, że to takie fajne – dostaje się kolorek i voila… można się rzadzić i szarogęsić. Niestety nie jest to takie fajne. Ciągle trzeba pamiętać o tym, żeby oddzielać znajomości od prawa (czyli że wszyscy są równi); często brać coś „na klatę”. To czy mi się podoba – jest trochę takim pytaniem do policjanta: „Czy podoba się panu wlepianie mandatów?” Trzeba, albo mieć niepokolei w głowie, albo wyjść z założenia, że ktoś to musi robić… Naprawdę wolałbym pisać sensowne posty, albo patrzeć na film, niż rozwiązywać kolejną kłótnię czy poprawiać kolejne posty. LI ma bardzo wysoki poziom edytorski i to niestety zobowiązuje.

R: Jaką literaturę czytujesz?

A: Ostatnio głównie literaturę specjalistyczną – przygotowuję się do egzaminu… Zawsze czytuję coś z innych moich zainteresowań – teraz na tapecie mam pozycję związaną ze stylem Gosoku-ryu (jestem też karateką) i kapitalną książkę Dawida Hougha „100 rzeczy których nie robi dobry motocyklista”. Poza tym – dobry horror, dobra sensacja i fantastyka bardzo szeroko pojęta. Zawsze mam kilka książek, które czytam jednocześnie – w zależności od tego jaki mam humor, jak się czuję i ile mam czasu.

R: Jakie filmy lubisz?

A: Tu może zaskocze – szybkie. Takie, których akcja toczy się szybko. Uwielbiam sitcomy (CSI, Dexter, Babylon 5) – głownie dlatego, że odcinek ma godzinę niecałą i da się obejrzeć w trakcie obiadu czy innego czegoś. Nie jestem w stanie wysiedzieć przed telewizorem dłużej jak godzinę (półtorej), a oglądanie filmu na ekranie komputera średnio mnie bawi. Z kinowych filmów zostają mi więc „szybcy i wściekli”, x-meni, SW i StarTreki… teraz czekam na Terminatora 4. Nie są to więc jakiś pozycje na których dałoby się zbudować jakiś image „kinomaniaka”, który ogląda produkcje von Tiera… <śmiech>

R: W podpisie masz: „…, aby choć raz stworzyć KANDO.” Powiedz skąd taki opis i co właściwie oznacza KANDO?

A: To od końca. Kando jest japońskim słowem oznaczającym „coś wyjątkowego”, coś co porusza duszę (czy jak kto woli „jestestwo”). To może być cokolwiek – nawet post – który przeczytasz i powiesz: „to jest to! to mi się podoba, to do mnie trafia.” Ja jestem perfekcjonistą – chciałbym więc, aby to co tworzę w jakiś sposób do tej perfekcji (kando) dążyło… Oczywiście, że jestem tylko człowiekiem (choć niektórzy twierdzą, że nie <hihihi>) i wiem, że często, gęsto do tej perfekcji mam „lata świetlne”.

R: A jak już jesteśmy przy profilu, to opowiedz nam o swoim awatarze. Bardzo ładny jest, czyjego autorstwa?

A: Prawdę powiedziawszy nie wiem. Z awatarami zawsze jest tak, że do każdego nicku jaki mam na sieci jest przypisany jeden awatar (i przeważnie go nie zmieniam). ten był pobrany z jakiejś strony z awatarami, a tam nie był podpisany…

R: Zjawisz się w najbliższym czasie na jakimś konwencie?

A: Jestem już w tym wieku (jak to brzmi), że „konwentowe spanie na podłodze” mnie nie bawi… Muszę mieć pokój z łazienką i miękim łóżeczkiem, albo… ławeczkę na korytarzu 
Z najbliższych planów w Polsce mam Zahcon – liczę na kilka interesujących spotkań. Nie zawsze trzeba czekać na konwent – zawsze można umówić się gdzieś i kiedyś i po prostu iść na piwo.

R: Jakiś przekaz dla Twoich fanów (bo wiem, że masz <chowa zdjęcie Ascha za plecami>)?

A: Cięcie! Makijażystka! <pudrowanie płomiennego rózu policzków trwa>

Ja naprawdę wychodze z założenia, że jeszcze dużo mi brakuje do tego, aby być jakimś wzorcem. W zasadzie boję się stanięcia na szczycie drabiny – tej chwili, kiedy mógłbym tylko pomyśleć „osiągnałem wszystko, jestem najlepszy”. Jeżeli miałbym coś przekazać: „Pamiętaj, że nie ma ludzi nieomylnych. Nie wiesz w jaki sposób myśli twój rozmówca, ile czynników bierze do kalkulacji. Więc nie mierz świata swoimi butami” .

Leave a Reply