4 sty 09

Numer 26 – Ha! Oto jesteśmy!

Autor: Redone | Kategoria: Licze ogólnie

Pierwszy wpis w roku 2009. Kiedy wraz z nonickiem zakładaliśmy tego bloga nie byliśmy pewni czy się przyjmie i wytrwa tak długo. Jednak teraz pomimo wielu przeciwności, nie raz braku chęci i czasu, możecie teraz przeczytać już 26 numer. Jeśli wciąż będą chętni by czytać i tworzyć bloga to zanim się obejrzymy będzie 50 numer a potem i 100. Dziękuję wszystkim którzy są z nami od początku, oraz tym którzy czytają nas od niedawna. A przede wszystkim dziękuję ekipie, która miała swój wkład: Aveane, Kaworu, nonickname, Rainrir, Yarot.


Wciąż jeszcze w pamięci mam świąteczną kolację i Sylwestrową zabawę, która w moim przypadku trwała aż dwa dni i dwie noce. Z resztą powyższe zdjęcie to zdjęcie kominka, którym się ogrzewaliśmy przez te dwa dni. Ale kiedy zbierze się trochę ludzi i zaczynają dobrze się bawić, nikt nie myśli o tym czy jest zimno czy ciepło. Mój Sylwester był wspaniały, bo spędziłam go w gronie bliskich mi osób, czyli głównie w gronie mojego bractwa rycerskiego.  Podzielcie się swoimi wrażeniami z Sylwestra, w komentarzach jest na to pełno miejsca!

Już kończę ten przydługi tym razem wstęp :D Chciałam tylko zwrócić waszą uwagę na Warsztaty prowadzone przez Migdael. Wampir Maskarada to system warty poznania, bardzo bogaty i tajemniczy świat. Nawet jeśli nie zdążycie już przygotować postaci to na pewno warto będzie śledzić tę sesję.

Salve Fratres!

Redone

Z serii “Yarot prawdę Ci powie”

Erpegowiec Metalowiec odcinek 14 „Płomienne zorze, czyli jak to w korporacji bywa”

Korp. Człowiek z korporacji. W Cyberpunku to dość popularna profesja, zwykle kojarzona z garniturem oraz ślepemu oddaniu korporacji. W Polskich warunkach korporacje mają inną strukturę i jeszcze nie tak rozwiniętą „kulturę” jak ich zachodnie odpowiedniki, ale i to wystarczy by wam trochę o tym napisać. W końcu, jeśli sami jesteście w szponach korporacji, to z całą pewnością zrozumiecie wiele z tego, co piszę. Jeśli macie to szczęście i korporacja jeszcze was nie dopadła, to traktujcie to jako ciekawostkę albo może … ostrzeżenie.

Mógłbym zacząć jak na spotkaniach AA, gdzie każdy wstaje, przedstawia się i opowiada swoją historię. Co prawda to nie to samo, ale leczenie i rozpoznanie objawów jest równie istotne co przy piciu. „Nazywam się Marcin i w korporacji świadomie pracuję już cztery lata.” Tak by to się zaczynało. Zatem startujemy.

Korporacja ma swoje prawa i ludzie, szczególnie na dole hierarchii odpowiedzialności i ważności są tylko jej trybikami. W zasadzie cały management patrzy na firmę przez pryzmat liczb, tabelek, wykresów oraz czasami suchych komentarzy. Dla dyrektora taki Kowalski to zaledwie jedno miejsce po przecinku, które im wyżej, tym bardziej się zaokrągla. Pracę kogoś takiego rozpatruje się poprzez pracę zespołu i nie da się wybić. Choć może inaczej – wybić się da, ale to jest zarezerwowane dla specjalnych jednostek w zespołach, które mają AMBICJĘ. Kowalski bez ambicji nie znaczy nic. Nie ma go na listach z nagrodami, nie ma go przy pochwałach i nie ma go na ważnych spotkaniach. Istnieje tylko jako raport lub liczba na nim.

Co innego, jeśli Kowalski ma AMBICJĘ. To zmienia optykę patrzenia zainteresowanego i dyrektora. Taki ktoś zrobi wtedy wszystko, by po schodach kariery wejść jak najwyżej. Czasami są one wąskie i zatłoczone ale, od czego ma się szybkie nogi i twarde łokcie. Szybkie nogi służą do szybkiej pracy. Wiadomo, im cię częściej widzą, tym lepiej. Mowa o dyrektorach. To przyniesie się jakiś raport, to wpadnie się z częścią materiałów, bo wraca się z ksero. Dyrektor widzi takiego kogoś i od razu wpada mu ktoś taki w oko. Może nie pamiętać Janka, Pawła czy Piotra, ale Jurka to tak. Tylko Jurek się kręci wokół dyrektora i nie dopuszcza innych w pobliże. Czasami inni są tak zawaleni robotą, że nawet im coś takiego do głowy nie przychodzi. Ale Jurkowi i owszem. Dlaczego? Bo jest AMBITNY.
Jak widać korp korpowi nierówny. Korp zarządzający innymi jest zupełnie innych od swoich podwładnych. Podwładni zaś też są różni i nie da się ich wrzucić do jednej szufladki z napisem „Pracownicy Korporacji”. Jak kółka zębate w mechanizmie – są duże i małe, przenoszą pracę dalej albo ją wykonują. Na początku i tak czeka wszystkich najniższy poziom piramidy korporacyjnej. A od nas samych zależy, co zrobi się dalej. Czy będziemy AMBITNI czy też będziemy robić swoje.

Teraz załóżmy, że przychodzi ktoś nowy do korporacji. Coś tam wyniósł ze szkoły, z pracy w pomniejszych firmach. Wypływa teraz na szerokie wody. Grunt pod nim zapada się i trzeba zacząć pływać. Mechanizmy korporacyjne, wspomagane przez zarządzających, szybko wrzucają takiego kogoś w dwa możliwe korytka – do pracy albo do myślenia. Od razu też jest robiona ocena takiego delikwenta. Jeśli będzie robić to, co mu się każe i z klapkami na oczach robić swoje – znaczy pracuś. Trzeba postarać się, by pracy mu nie zabrakło. Jeśli zaś kombinuje nad tym, jak tu coś zrobić i się nie narobić – znaczy myśliciel i takiego trzeba pod lupę wziąć. Lupa wypatrzy, czy taki ktoś jest tylko kombinatorem i na robocie się nie zna, ale robi dużo szumu, czy też faktycznie robi tak, by było dobrze, ale ma otwarty umysł. Obie kategorie, wbrew pozorom, nie skreślają nikogo w dalszej karierze. Takiego materiału się nie marnuje. Trzeba go tylko przekuć w coś … korporacyjnego. Nowy narybek, w tak ustawionych sitach odłowu, jest sortowany i przepuszczany do odpowiednich stawów. Tfu…do odpowiednich działów w korporacji. Ci, co myślą i wiedzą, co robią, idą tam, gdzie już się coś pieprzy, by wyciągnąć kogoś z szamba. Kombinatorzy idą tam, gdzie jest dobrze, bo może będzie lepiej i jak się sypnie, to nie będzie dużej straty.

Prawda, że proste? Korporacja jest za duża, by ktoś bez pomocy kogokolwiek mógł zrobić coś znaczącego. Jeśli jest pomysł, to zaraz podczepiają się pod niego dyrektorzy i ich poplecznicy. Jeśli coś się wali, chmurne czoło dyrektora marszczy się nad zwolnieniem dla Kowalskiego. Przy odpowiednim poparciu (w obu przypadkach) jest możliwe wszystko, dlatego plecy są bardzo, ale to bardzo cenną pomocą w pracy. Wydaje się to dziwne dla kogoś z zewnątrz, ale znów odwołam się do porównania z mechanizmem. Jest wiele kół zębatych umieszczonych jednej osi. Gdy jedno się psuje, to oś nadal pracuje. Gdy coś chce wyrwać do przodu, oś go stopuje narzucając jeden rytm. Co zatem taki ktoś, kto w tej korporacji już pracuje, może zrobić i na co ma wpływ? Wbrew pozorom ma coś, co jest najważniejsze. Ma siebie, ma swoje przekonania i swój charakter. To niby nic, ale to bardzo istotna cecha. Być sobą albo wyzbyć się siebie całkowicie – tylko takie osoby są bardzo cenne dla korporacji. Inni nadają się do zwykłych prac i nie liczą się. Mogli gdzieś po drodze załamać się i poddać, albo od początku nie mieli serca ani chęci do czegokolwiek. Zatem dla korporacji nie różnią się niczym od kopiarki czy stanowiska komputerowego – narzędzie, które pracuje. Gdy się zepsuje, to się je wymienia. Osoby z charakterem to już inna para kaloszy. I o tych kaloszach następnym razem.

Na teraz wystarczy. Nie ma co zanudzać kogokolwiek szczegółami, a pewnie takie można wynaleźć w filmach czy poczytać w gazecie. Dla mnie osobiście taka praca jest ciężka i męcząca. I nie chodzi tu o samą pracę, ale o jej otoczkę. Na każdym kroku trzeba patrzeć, kto i co robi, by móc to potem „przetłumaczyć” na swoje potrzeby. Trzeba być wyczulonym na bzdury i bezsensy oraz na celowe działania poniektórych jednostek. Pracuję z każdych wymienionym przeze mnie typów i powiem, że nie jest łatwo. Za dużo zależności, na które się nie ma wpływu i za duże różnice w charakterach. Ale to faktycznie na następny raz.
Tak od nowego roku taki ciężki kaliber w moich rozważaniach. Nic nie poradzę, ale od dwóch miesięcy żyję tym szczególnie intensywnie. Kryzys sprawił, że tryby ruszyły i mechanizm zaczyna działać. I zgrzytać. Rok 2009 nie będzie łatwy, jeśli chodzi o stan gospodarki i finanse. Trzeba się przygotować na coraz to nowe niespodzianki zarówno ze strony Rządu jak i przedsiębiorców. Czasami nawet przykre. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie lepiej. Na szczęście zawsze jakoś sobie wszyscy dawali radę, a to Polak potrafi. Więc i tym razem też tak będzie. Oby ten 2009 rok nie był gorszy niż 2008. I wszystkim nam było lepiej ? Trzymajcie się ciepło, bo zima za oknem. Nie dajcie się chłodowi i myślcie pozytywnie. Do następnego razu.

P.S. Nie wiem, czy następny raz też będzie o korporacji, bo temat jest ciężki i nie ma sensu zrzucać wam zaraz wszystkiego na głowę. Może coś wynajdę innego, postaram się przynajmniej.
Yarot

Wywiad z kabaszem

W dzisiejszym wydaniu mikrofon podsunęliśmy kabaszowi, sympatycznemu studentowi z centrum Polski (bo z Pabianic), który choć jest z nami dopiero od kilku miesięcy założył już dwie dobre sesje.

Aveane: Założyłeś dwie sesje w swoim autorskim systemie. Skąd wziął się pomysł na ów system?

kabasz: Jeśli odpowiem, że chciałem pograć sobie w jakąś sesję z darami, a nie znałem żadnego systemu odpowiedniego do takiej gry, to chyba nie będzie wystarczająca odpowiedź :P Pewnie są jakieś systemy, w których ma się pięknie rozpisane różne umiejętności darów. Ja zaś lubię bawić się wyobraźnią i na potrzeby swoich pomysłów stworzyłem coś prostego, jednocześnie pozwalającego osobie, która będzie się bawić, na dość dużą swobodę. Sam miałeś przyjemność pograć przez chwilę w ów system i chyba spełniał choć w promilu to zamierzenie? :D

A: Owszem, spełniał ;) Swoboda jest bardzo duża i daje pole popisu dla graczy z wyobraźnią, których na forum nie brakuje ;D Prowadzisz w tym systemie tylko na forum czy w realu też?

k: Tylko na forum, ostatnio miałem okazję pograć w realu w 4h sesję Neuroshimy i wciąż się zastanawiałem, czy nie odpisał ktoś na LI <lol> Jakoś chyba większą przyjemność dają mi sesje pbf. Wiesz, możesz opisać dość sporo, jeśli masz aktywną grupę (pozdrowienia dla Almeny i jej teamu :P ) to sesje mogą iść bardzo sprawnie :D

A: Czyli byłbyś w stanie wymienić zalety PBF, dzięki którym aż tak bardzo u Ciebie góruje?

k: Jasne, gram wtedy kiedy chce, nie musze zbierać grupy swoich znajomych (nie wiem ale zawsze wśród nich była osoba, która spóźniała się 2h na sesję :D co było irytujące). Mogę przemyśleć akcje, a nie iść na żywioł, podczas pisania może wpaść tobie milion ciekawych pomysłów, no i większa wolność gry. A i osobna kwestia, że ja skończyłem 2 sesje pbf z 10, w których brałem udział. (na razie tylko jako gracz), a sesji w realu żadnej. Pewnie stąd wolę pbf.

A: Grałeś w innych systemach niż Twój autorski? Nie licząc Neuroshimy na realu ;P

k: Przez około półtorej roku DnD. Gdzie stworzyłem 2 najfajniejsze moim zdaniem postacie :D Warhammer chyba z 4 spotkania w realu, i Cyberpunk też koło 4 spotkań. Fakt, przygody w realu kończyły się szybciej, jednak więcej się grało na forum w DnD.

A: To miałeś więcej systemów niż ja :P Który najbardziej sobie upodobałeś?

k: Zdecydowanie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie :D Wiesz system tak naprawdę to tylko moim zdaniem podstawa. Jeśli grupa ludzi, z którymi grasz, jest dobra, kreatywna, szybko reagująca na to, co się dzieje w sesji, zdroworozsądkowa :D To nawet i sesja Neuroshimy miała swój urok (chociaż nie znoszę takich klimatów). Dodatkowo nie znam tych systemów, grając tak mało spotkań w realu poznałem podstawy tylko Warha czy Cybera. Nie znoszę DnD za to, że to system tabelek, Warh wkurza mnie 2 edycja, gdzie grałem w 1 za podejście do magii :D Może przez to, że MG był odpowiedni, ja kojarzyłem inne zasady niż jak spotkałem się z Warhem na sesji pbf.

A: Całkowicie odmienny gust niż mój… Ale cóż, „de gustibus et coloribus non est disputandum”, że sobie tak zaszpanuję łaciną ^^ Interesujesz się dobrym winem. Jak dobrym? :D

k: :D No wiesz, interesuje się każdym winem :D A każde wino jest dobre ;)

A: A jakieś ulubione? :D

k: To tak, jak z systemami rpg :D Znajomi wiedzą, że wystarczy przynieść jakieś różowe nowości, aby mnie zaciekawić. Piłeś kiedyś różowe wino? :D Ma śmieszny posmak :D Nie mam problemu i z najtańszymi, własnej roboty i z wyższej półki :) Każde wino jest dobre :) Widzisz, wino smakuje :) Nawet jeśli to jabol wytworzony z własnej produkcji. To ma jakiś smak w przeciwieństwie do wódki, której nie znoszę :D

A: Różowego nie miałem okazji skosztować :D Chyba kiedyś spróbuję… Znaczy się, jak skończę 18 lat :P Jesteś informatykiem, nieprawdaż? Czym się dokładnie zajmujesz?

k: Mam przyjemność bawić się programowaniem oraz nieco bazami. Pracę magisterską piszę z zastosowań zbiorów rozmytych w zapytaniach SQL. W skrócie chodzi o to, aby pani Kasia z sekretariatu, jak usiądzie do zapytań do bazy, mogła sobie wybrać z niej osoby ciężko pracujące, najlepsze w danym miesiącu itd ;) Czyli aby mogła zastosować pojęcia nieprecyzyjne jak fajny, ciekawy, ciężki, około, dużo, mało itp :)

A: Ciężka praca czy dajesz sobie radę bez problemu?

k: Wiesz co, temat jest zagmatwany i dość płynny, ale sam sobie go wybrałem :D Przede wszystkim ciekawi mnie :) Jest pojęciowo bliski temu, co lubię i nie denerwuje mnie czytanie materiałów, zaznaczanie informacji, grzebanie w implementacjach. Pewnie gdyby został mi narzucony czułbym wstręt, a tak to jest tylko zaciekawienie :)

A: Dużo już zrobiłeś? :P

k: Niewiele :D Zarys pracy, schemat bazy, przejrzałem kilka gramatyk :P Trzeba mi będzie wymyślić kilkanaście zapytań, takich które pokażą zalety fuzzy SQL, dobrze opracować część teoretyczną, zdecydować się na którąś z implementacji. Spoko :D Nie takie rzeczy się już robiło na studiach :D

A: Dobra, ja już się zgubiłem :P Tradycyjne słówko do fanów?

k: A są tacy ? :) Nie no już coś zapodam skoro tradycja :P

A: Pewnie ktoś się znajdzie ^^

k: Dobrego wina, sposobu na partnerkę/partnera, aby pozwalały pisać posty i odwagi przy niektórych wątkach w sesji :D. A jeśli będzie kiedykolwiek mi dane pobawić się na LI jako gracz, współgraczom mówię Miłej zabawy :P

A: Dzięki za poświęcony czas ;) Miłej degustacji :D

k: :D teraz to herbatka :) No coś ty, do wywiadu musiała być herbatka :P

Tagi: , , , , ,

2 Responses to “Numer 26 – Ha! Oto jesteśmy!”

  1. DrHyde Says:

    Bardzo mi się podobał artykuł Yarota. Chylę czoła za treść.

  2. DrHyde Says:

    Ja swojego sylwestra spędziłem w uczelnianych murach w towarzystwie zarządu i mediów. Jestem redaktorem w gazecie mojej uczelni tak nota bene. Wpadliśmy na pomysł balu w uczelnianym klubie. Kanclerz się zgodził i tak to było. :)
    Bawiłem się przednio – bo najważniejsze z kim się bawisz.

    Co do warsztatów u Migdael – wysłałem zgłoszenie. Zobaczymy. Jeżeli się nie dostane, to z pewnością będę bacznie obserwował.

Leave a Reply