6 wrz 09

Numer 38 – Zmiany, zmiany, zmiany…

Autor: Yarot | Kategoria: Licze ogólnie

Z serii “Yarot prawdę Ci powie”

Erpegowiec Metalowiec odcinek 24: „Brutal Assault”

Ave!

Nie da się zawrzeć wszystkiego tego, co działo się podczas festiwalu nawet w najdokładniejszej relacji. Zawsze będzie tylko słowem, który nie niesie za sobą energii, pasji oraz atmosfery, bez której nie byłoby dobrej zabawy. Brutal Assault ma do tego nietypową lokalizację, która tylko potęguje doznania i nadaje smaczku całej imprezie. Jaromer, bo to o tej mieścinie jest mowa, nie wyróżnia się niczym pośród czeskich miast. Te same bloki, te same markety Penny i wszechobecne automaty do gry. Dopiero przejechanie za tory kolejowe ukazuje prawdziwe oblicze Jaromera. To tam zaczyna się rozległy kompleks starych bunkrów, fortów oraz podziemnych korytarzy, które zbudowane jeszcze przed I wojną światową, stanowią do dziś imponujący dowód myśli inżynierskiej i wojskowej. Część tych fortów jest udostępniona właśnie na czas festiwalu. Pomiędzy czerwonymi cegłami murów bunkrów ustawione są dwie sceny, na których zagrały jedne z najbrutalniejszych zespołów metalowych. Forty i samo miasteczko czeka na tą chwilę – szykują się do tego knajpy, sklep mięsny oraz straż miejska. Miejscowi zakupują stosowną muzykę by przyciągnąć metalowców a stragany z odpustowymi pierdołkami napełniają się towarami. Brutal Assault nadchodzi.

Sierpień. Uliczki Jaromera zaczynają wypełniać się ludźmi w czarnych koszulkach, spodniach i butach. Z małych kafejek słychać rzężące wokale grindcorowych kapel. Na skwerze rozstawił się sprzedawca piwa i pieczonej kiełbasy. Właściciel sklepu mięsnego wystawił stoliki i zaczął sprzedawać piwo. Miejscowi Cyganie obsiadają tłumnie główny placyk i patrzą na chodzących metalowców. Straż miejska przejeżdża patrolowym tempem ulice i patrzy na zagraniczne rejestracje i miejsca, gdzie są zaparkowane auta. Żar leje się z nieba. Nadchodzi czas festiwalu.

Brutal Assault miał w tym roku swoją 14 odsłonę. W Jaromerze jest po raz trzeci i to miejsce chyba najbardziej pasuje do charakteru imprezy. To, że od tylu lat jest on ciągle obecny na muzycznej mapie świadczy o prestiżu i popularności. Zapraszane zespoły stawiają się karnie na wezwanie brutalnej publiki by pokazać siebie, swoje dokonania i by zabawić się. Przez te lata przez brutalną scenę przewinęły się wszystkie liczące się zespoły grające takie odmiany metalu jak black, doom, death, trash, progresiv, prog, math, grind czy pospolity heavy metal. Jest tu miejsce nie tylko dla europejskich zespołów ale także tych z bardzo daleka jak chociażby z Meksyku czy Australii. Niektórzy starają się bywać zawsze, inni są pozyskiwani specjalnie na te kilka dni. W tym roku prawie 60 zespołów pokazało się przez trzy dni festiwalu. Grali na dwóch scenach naprzemiennie, co skracało czas pomiędzy koncertami i powodowało, że w ciągu dnia można było wypełnić muzyką ponad 15 godzin. Wymagało to świetnej organizacji i taką Czesi pokazali. Jak dla mnie, to wszystko było super zrobione. Nie czuło się dłużyzn, wszystko było na miejscu i nie było technicznych wpadek. Wiadomo, że czasami kabel nie łączył czy telebim musiał się zaktualizować, ale nie stwarzało to wrażenia bałaganu czy chaosu. Na miejscu można było się napić piwa i nie tylko, najeść placków, kiełbasy, lodów, kupić płytki, koszulki, gadżety, zrobić tatuaż, przekłuć uszy czy zakupić bilet na inne imprezy. Do tego trzeba dodać namiot, gdzie wyświetlane były horrory oraz inny, gdzie można było spotkać się z członkami zespołów.

Jak sama nazwa wskazuje, na festiwalu odchodzi ostre granie, ostre śpiewanie i ekstremalne zachowania. W tym roku obok Marduka był Immortal, Dark Funeral, Opeth czy Rotting Christ, Brujeria albo Biohazard. Atak muzyczny douszny był potworny. Ciągłe granie i dobre nagłośnienie (tylko czasami coś sprzęgało) robiło swoje. Pod koniec dnia człowiek lekko głuchł i szukał wytchnienia siadając na paletach, pod murem albo pomiędzy namiotami z pamiątkami. Nie wiem, czy ktoś był na wszytkich koncertach i wysłuchał wszystkie zespoły. Było to niemal niemożliwe, ale wykonalne. Obsługa kamer była ciągle na chodzie i chłopaki musieli być przy wszystkich zdarzeniach na scenie. Nikt z grających nie opieprzał się i grał na maksa wszystko. Widać było, że każdy się stara i chce się pokazać z jak najlepszej strony. Szczególnie dotyczy to zespołów młodych, którzy w takim doborowym towarzystwie chcieli zagrać. Inni się malowali, ubierali w skórzane ciuszki i skakali po scenie. Naprawdę super się człowiek czuł będąc częścią tego wydarzenia. I oczywiście będąc częścią fanów, którzy zebrali się pod sceną i wokół niej.

Bez ludzi tam zebranych nie byłoby festiwalu. Bez prawdziwych i farbowanych metali nie byłoby Brutal Assault. Z całego świata zebrani, głównie ubrani w czerń, stanowili esencję wydarzenia. Piwo lało się strumieniami, śpiewy, zabawa, okrzyki w kilku językach świata. Mimo różnić kulturowych to jednak dało się dogadać z każdym – albo na migi albo po angielsku lub dziwnym łamańcem polsko-czesko-dziwnym. Nas Polaków było dużo. Widać i słychać było nas wszędzie, szczególnie na polu wymiotowym i pod sceną. Wszędzie znani jesteśmy z żywiołowości i dobrej zabawy na koncercie. Teraz też to było widać, szczególnie na tle Czechów. Cóż, co polska fantazja to polska fantazja. Nie brak było osobników przebranych, choć może przebranie to niedokładne określenie. Skóry, ćwieki, suknie (niemal jak w Bolkowie), pasy, tatuaże, gołe torsy, gwoździe i inne takie straszyły z każdej strony i z różnych zakamarków ciała. Przeważały jednak klasyczne, czarne T-shirty i glany na nogach. Do tego oczywiście tatuaże i nagie torsy – w końcu było tak gorąco, że wielu zdecydowało się na tak odważny krok. Melanż strojów i zachowań był naprawdę niesamowity.

Co dał mi Brutal Assault? Zobaczyłem, że można organizować wielkie, wielodniowe festiwale metalowe. Nikt nie robi sobie żartów ani z zespołów ani z fanów – stosowne poważanie do formatu imprezy. Zobaczyłem, że nas, Polaków, jest wszędzie pełno i fama o naszych zachowaniach pod sceną i poza nią jest w pełni zasłużona (i działa to w obie strony niestety). Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie ma specjalnych granic i okopów w stylach muzycznych wywodzących się z heavy metalu. To przekłada się na zespoły i nie przeszkadza to graniu Biohazadru na tej samej imprezie do Marduk czy Cynic. Poczułem (i to boleśnie), że człowiek starzeje się i coraz trudniej jest wytrzymać 12-15 godzin stania czy skakania. Z drugiej strony tolerancja na piwo nie spada, co cieszy. I wreszcie najważniejsze – metal nie zna granic. Zarówno kulturowych jak i muzycznych. To napawa optymizmem i już czekam na następny, jubileuszowy Brutal Assault. I was do tego namawiam.

Pages: 1 2 3 4 5

3 Responses to “Numer 38 – Zmiany, zmiany, zmiany…”

  1. Fabiano Says:

    No nareszcie ruszyło ponownie.
    Jest co czytać. ;)

  2. Kelly Says:

    Cieszę się, że Yarot podjął się tego trudnego zadania. Cieszę się, że Wojto16 zajmuje się rekrutacjami. Mam nadzieję, ż jeszcze ktoś do redakcji dołączy. Praktycznie cały numer warto pochwalić, nie tylko dlatego, że jest, ale także dlatego, że został dobrze przygotowany. Nawet wywiad, do którego niekiedy miewałem zastrzeżenia podoba mi się.

  3. Redone Says:

    Super, Yarot, spisałeś się, ale to było pewne :) Cieszę się, że blog jest w Twoich mackach, żaden inny śluz nie jest tak kleisty :D Ale też ponarzekam :P Bo brakuje mi czegoś bardzo przydatnego – odnośników. Jak widzę opis rekrutacji na przykład chciałabym móc od razu przejść do strony forum ;) To samo w Newsach, np. pod banerem konwentu.

Leave a Reply